Bronisław Misztal
Lustracja, czyli napiętnowanie zła i poniechanie zemsty
Ustawa lustracyjna, którą częściowo podważył Trybunał Konstytucyjny, miała doprowadzić do samoidentyfikacji zła. Jednak szansa na to, że złoczyńca sam zechce dokonać aktu pokuty, uderzy się w piersi i powie: "uczyniłem źle", od początku była niewielka - pisze Bronisław Misztal, socjolog polityki.
Do życia akademickiego w Polsce zakradły się w latach 1945 - 1989 i polityczny oportunizm, i małość intelektualna, i kabaretowa wręcz głupota. Bez wątpienia cechy te do dnia dzisiejszego są w nim obecne. Jest kwestią zasadniczą, czy pranie narodowej pamięci bądź ustawa lustracyjna będą w stanie osądzić lub zrekompensować historyczne skutki tych zjawisk.
Debata anty- i prolustracyjna, jaka rozgorzała w różnych środowiskach (nie tylko akademickich), od samego początku została zniekształcona przez stosunkowo rozmyte pojęcia honoru i godności, którymi chcą się posługiwać zapewne nie ci, którzy do nich akurat mają największe prawo. Dodatkowo nastąpiło przemieszanie konsekwencji minionych poglądów lewicowych i marksistowskich, konsekwencji rzekomo wymuszonego członkostwa w PZPR oraz faktycznej współpracy ze służbami aparatu przemocy PRL.
Ustawa lustracyjna zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny faktycznie pomijała kwestie odpowiedzialności moralnej za fale czystek politycznych oraz za sprowadzanie uczelni do funkcji serwilistycznych w stosunku do panującego reżimu.
Naturalna lewicowość akademików
Problemy te wynikają ze swoistego obywatelskiego analfabetyzmu, który jest cechą zarówno histerycznie reagujących środowisk akademickich, jak i przedstawicieli obecnego aparatu władzy.
Lustracja powinna zasadzać się na honorowaniu dobra i przyznawaniu prawa do godności tym, którzy nań zasłużyli. Tylko w tym kontekście można osądzić zło.
Zacznijmy od kwestii poglądów politycznych, które, w skrócie, mogą się plasować pomiędzy prawym a lewym krańcem spektrum światopoglądowego.
Dwa fakty socjologiczne warte są odnotowania.
Po pierwsze, większość środowisk akademickich na świecie tradycyjnie charakteryzuje i charakteryzowała się przekonaniami znajdującymi się bardziej po lewej stronie politycznego spektrum. Pisze o tym szczegółowo amerykański socjolog Seymour Martin Lipset. Nie tylko w powojennej Ameryce, ale także w Niemczech, we Francji, w Hiszpanii i wszędzie tam, gdzie faktycznie istnieje możliwa do wyodrębnienia warstwa inteligencji, jej większość ma tendencje do poglądów raczej lewicowych. Wynika to z historycznego rodowodu inteligencji, ze sposobów zdobywania przez nią środków do życia oraz z kontaktów z młodzieżą pochodzącą z rozmaitych środowisk. Poglądy konserwatywno-tradycyjne na uczelniach formują sobie drogę z trudem i tylko w latach szczególnych kryzysów zyskują czasową dominację.
Po drugie w Polsce jest faktem historycznym, że większość kadry akademickiej w czasach komunizmu ze względu na swój rodowód (Niemcy, Rosjanie i komunistyczne władze PRL wybiły prawie do nogi tradycyjną polską inteligencję) obnosiła się zawsze z poglądami mniej lub bardziej skrajnie lewicowymi.
strony: [1] [2] [3]
|