Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 117


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Reformy systemu nauki i edukacji > Uczelnie do naprawy

  Kornel B. Wydro

Uczelnie do naprawy

Celem systemu edukacji i badań jest – obok zaspokojenia interesów indywidualnych – zapewnienie krajowi postępu cywilizacyjnego i wzrostu dobrobytu wskutek kadrowego i naukowego wsparcia procesów rozwojowych. Poziom osiągnięcia tego celu jest miernikiem efektywności działania systemu. W Polsce poziom ten, jak pokazują statystyki, jest co najmniej niezadowalający. Pytanie o przyczyny nie znajduje prostej odpowiedzi, ale zgodzimy się wszyscy, że jednym z kluczowych problemów jest niedostatek nakładów. Ale czy samo zwiększenie nakładów dałoby skutek satysfakcjonujący? Mam przekonanie, że nie. Jeśli w uczelniach publicznych można wydać 95% środków na uposażenia tolerując jednocześnie marginalizację nakładów rozwojowych, to nie ma podstaw sądzić, że przy większych nakładach ta możliwość nie będzie wykorzystywana podobnie. Bo co do tego ma zmusić? „My pracujemy dobrze – bo tak siebie sami oceniamy – i nam się należy”. A że końcowy sumaryczny efekt jest mierny – „to nie nasza wina, że gospodarka nie chce wykorzystać naszych wspaniałych osiągnięć”. (Zresztą jest to środowiskowa postawa obserwowana niestety dość powszechnie, nie tylko w sferze edukacyjno – badawczej.) I tu tkwi nieszczęście, z którego wyjście wydaje się być sprawą coraz bardziej palącą, gdyż chodzi o perspektywy przyszłego rozwoju.

Podzielam z całym przekonaniem pogląd, że podstawowym remedium na istniejący niekorzystny stan jest kształtowanie w tym obszarze warunków konkurencyjności. Ale nie konkurencyjności rozstrzyganej wewnętrznie, przez samo środowisko i według przez siebie ustalanych kryteriów, lecz przez mierniki zewnętrzne, oceniające osiągnięcia w porównaniu do innych krajów (oczywiście z zachowaniem skali i uwzględnieniem specyfiki dziedzin naukowych), oraz praktyczną weryfikację dokonań edukacyjnych i badawczych. Przy tak sformułowanych miernikach jakości i efektywności prędko się okaże, że gwarancją tej jakości nie jest rodzaj założyciela uczelni i chyba jest logiczne, że nie rodzaj założyciela, a jakościowe efekty działania uczelni i ich jednostek powinny być podstawą jakiejkolwiek decyzyjnej klasyfikacji.

Zresztą zwróćmy uwagę: ustawowy podział uczelni na publiczne i niepubliczne, oparty na rodzaju podmiotu będącego założycielem, ma w tejże ustawie odniesienie tylko takie, że te pierwsze finansowane z budżetu państwa, a te drugie mogą być z tego źródła dofinansowywane (co z resztą o ile mi wiadomo, jeszcze się nie zdarzyło). A przecież cel i oczekiwany skutek działania oraz stawiane im warunki i wymagania są identyczne tak w uczelniach niepublicznych jak i publicznych. Bo jest oczywiste, że szkoły niepubliczne nie kształcą „dla siebie”, nie sprzedają swojego produktu, nie mają żadnego dodatkowego profitu poza własną satysfakcją i w decydującej większości wypadków wcale nie tak wysokimi – jak się powszechnie sądzi – zarobkami pracowników. Warto tu też z naciskiem podkreślić, że szkoły niepubliczne, wbrew dość powszechnemu mniemaniu, nie generują zysku, a czesne kalkulują tak, by środki te wystarczyły na niezbędne wydatki związane z prowadzeniem działalności dydaktycznej i elementarne potrzeby rozwojowe zapewniające kształtowanie takiej oferty edukacyjnej, by mimo płatnych studiów pozyskiwać studentów. A ich efekt działalności edukacyjnej i badawczej, wbrew rozpowszechnionemu poglądowi, nie zawsze jest gorszy od równorzędnych profilowo uczelni publicznych.

Tu kilka uwag szczegółowych, nieco ilustrujących sytuację.

W mojej uczelni, będącej także techniczną, dla wykształcenia absolwenta na równorzędnym poziomie studiów dysponujemy ok. trzykrotnie mniejszą kwotą niż uczelnie publiczne. Jednocześnie jakość tych studiów jest zweryfikowana choćby przez fakt, że wszyscy absolwenci znajdują zatrudnienie. Prace badawcze prowadzone w mojej uczelni przynoszą wymierne efekty w praktyce. Np. wdrożony system diagnostyki w czasie rzeczywistym (on-line) układu przewietrzania w kopalni znajduje autentyczne uznanie specjalistów, nie tylko w kraju. Aktywna współpraca międzynarodowa skutkuje obustronną wymianą studentów z zagranicą – tzw. „zachodem” (studiują u nas studenci z krajów UE). W okresie swego działania utraciliśmy poważną liczbę studentów właśnie z powodu ich niedostatecznych postępów. Więc można utrzymywać jakość, choćby dlatego, że w dłuższej perspektywie jest to kluczowa przesłanka istnienia i wzrostu.

Może warto poczynić starania, żeby to „można” było powszechniejsze. Może warto przyjrzeć się, jak to się staje w niektórych przypadkach, że „można”, również bez placetu „publiczny”. Zainteresowanych zapraszamy na wizytę.


Konkludując stwierdzam, że ogląd sytuacji i dotychczasowa dyskusja uprawniają do kilku podstawowych wniosków.

Po pierwsze, należy z budżetu dofinansowywać studentów, nie uczelnie. Wówczas ich wybór uczelni będzie motywowany jakością kształcenia i poziomem szansy na zatrudnienie, a nie faktem istnienia lub braku czesnego.

Po drugie, należy „rozhermetyzować” środowisko i wyeliminować „gerontokrację, marazm i kumoterstwo”, ale także dworskość stosunków. Niech profesor cieszy się respektem ze względu na prawdziwe, zweryfikowane zewnętrznie osiągnięcia, a nie np. fakt „orderowej” nominacji belwederskiej: „order” nie potwierdza merytorycznej wiedzy (co dostatecznie często widać np. wystąpieniach wielu „nominatów” na forach publicznych i w dyskusjach merytorycznych).

Po trzecie, należy zwiększyć swobodę wyboru i ukształtowania oferty edukacyjnej. Potrzebna jest moim zdaniem np. weryfikacja systemu „standardów” usztywniających profil kształcenia, szczególnie wobec faktu, że rynek pracy zmienia się niezwykle szybko. Dynamika przemian społecznych i gospodarczych jest obecnie znacznie większa niż kilkadziesiąt lat temu, a kształcenie, odbywające się z kilkuletnim wyprzedzeniem, powinno jak najtrafniej korelować się z szybko zmieniającym się zapotrzebowaniem kadrowym. Zmniejszenie wszechmocy centralnej administracji nauką wpłynie na rozwój nauki pozytywnie.

W kontekście elastyczności edukacji i przystosowania do współczesnych wyzwań, należy zwrócić także uwagę na istotę struktury relacji student – nauczyciel. Szczególne znaczenia ma zapewnienie możliwości takiego działania, by wielkość grupy studentów prowadzonej przez nauczyciela była racjonalna ograniczona, a prezentowane przez niego treści i metody były na jak najwyższym poziomie i jak najbardziej aktualne. Pod tym względem etatystyczne struktury dużych uczelni polskich nie odpowiadają obecnym potrzebom: grupy są często zbyt duże, a swoboda doboru wykładowców ograniczona. W tej sytuacji wykładowcy wykładają to, co potrafią, a nie to, co aktualny stan wiedzy umożliwiałby. Pewnie nie bez powodu Uniwersytet Yale’a przyjmuje na studia magisterskie na prawo nie więcej niż 25 studentów. (Warto zauważyć, że są tam studia dwustopniowe, co chyba przeczy ich „socjalistyczności”.)

Przeszłości nie zmienimy, wyciągajmy z niej nauki, ale przyszłość możemy w jakimś stopniu kształtować i trzeba to robić. Pamiętajmy też, że z beztalencia nie ukształtujemy geniusza, ale talent możemy zawsze zmarnować nie wspierając jego rozwoju. Postarajmy się tych talentów nie marnować w skostniałym nieco systemie edukacyjnym.



prof. nzw. dr inż. Kornel B. Wydro,

Prorektor

Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej w Warszawie


(także wieloletni nauczyciel akademicki Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej)

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.039 | powered by jPORTAL 2