Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 132


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Kij w mrowisko > Ile jest warta polska szkoła - nieco o historii
 

Tomasz Barbaszewski

Ile jest warta polska szkoła - nieco o historii


Niestety, niezbyt wiele. I to niekoniecznie dlatego, że na co dzień boryka się z trudnościami typu jak zapłacić za światło i skąd wziąć przysłowiową kredę choć niewątpliwie jest to signum temporis, który pokazuje, ile polska szkoła jest warta dla naszych "decydentów".

Pisałem już wielokrotnie o sposobie nauczania nauk ścisłych, ze skutkami czego mam dość sporo do czynienia - tym razem jednak słówko o przedmiotach humanistycznych - a zwłaszcza o historii...

Być może moje spostrzeżenia zostaną potraktowane jako kontrowersyjne, ale po wielu rozmowach z młodymi ludźmi można wyróżnić dwa skrajne poglądy. Pierwszy z nich można skwitować krótko "w tym Kraju zawsze wszystko było do chrzanu", drugi (równie częsty) wręcz gloryfikuje nasze "cechy narodowe". O ile pierwszy pogląd reprezentują tak zwani "przystosowani światowcy" o tyle drugi osoby, które wiedzę historyczną opierają wyłącznie na naukach wyniesionych ze szkoły i mieli jeszcze okazji do przeprowadzenia jej własnej weryfikacji.

Racjonalne postawy są rzadkością...

Na NFA padło kilka pytań o wydarzenia historyczne (działalność p.Sendler, obrona rejonu umocnionego Wizna itp.). Są to chlubne fakty z naszej historii - ale można podać i wiele innych. Wspomniano też stan wojenny, ale niestety, nie tylko to wydarzenie nie daje nam wielu powodów do dumy. Być może zbyt mało jeszcze upłynęło czasu - ale wiele innych faktów historycznych zwłaszcza z najnowszej historii jest w szkolnej nauce pomijanych. Weźmy choćby stosunki polsko-ukraińskie w latach 1917-1950. Zapewne, nie jest to łatwy i prosty temat. Ale bez wiedzy o Traktacie Ryskim, pacyfikacji Małopolski Wschodniej, polskim osadnictwie na Ukrainie czy akcji rewindykacji cerkwi nie sposób zrozumieć masakry Wołynia lub akcji "Wisła".

Wiem, to nie są proste sprawy, które można w szkole podawać "do wierzenia" - ale przecież młodzi ludzie są wręcz głodni wiedzy. Mają jednak bezbłędne wyczucie i świetnie odróżniają rzetelny przekaz od wyrobów historycznopodobnych przygotowywanych przez różnej maści "Ministerstwa Prawdy".

Prawda historyczna nie jest czarno-biała - a nauka historii w szkole nie ma służyć tylko "ku pokrzepieniu serc". Prawdziwy patriota zna wartość swego narodu - ale również potrafi właściwie ważyć zarówno sukcesy, jak i porażki swych przodków. Musi je jednak poznać! Powinien również rozumieć, dlaczego Chmielnicki to dla większości Polaków wychowanych na "Trylogii" to wiecznie pijany warchoł - a dla Ukraińców bohater, dlaczego Bandera aż tak nienawidził Polaków itp., itd...

Niestety, nawet historia średniowiecza jest podporządkowana aktualnym "tryndom politycznym". Za PRL szlachta - a zwłaszcza magnateria była przedstawiana jako wcielenie zła - i przeciwstawiana zdrowemu "ideologicznie" chłopstwu. Co za bzdura! A dziś mamy zwrot o 180 stopni - okazuje się, że demokracja szlachecka była wręcz modelową demokracją wyprzedzającą swoje czasy a magnaci zajmowali się głównie krzewieniem wiedzy, kultury i sztuki wśród ciemnego ludu. Też bzdura!

Żeby to tylko dotyczyło historii Polski - ale gdzie tam! Jeśli jakieś fakty nie przystają do "aktualnie obowiązującej linii" - to się o nich po prostu nie wspomina. Jeśli pewne procesy, które zachodziły w Europie były "po naszej myśli" - to przedstawia się je w pozytywnym naświetleniu - jeśli nie, to odwrotnie. Okres napoleoński jest tego najlepszym przykładem.

Wracając do okresu międzywojennego - jak wiele uczniów liceum potrafi zestawić poglądy Piłsudskiego i Dmowskiego? A przecież te kontrowersje miały naprawdę poważne konsekwencje historyczne.

No tak, ale ktoś powie - "młodzież nie interesuje się historią - oni żyją dniem dzisiejszym". Po pierwsze - jest to półprawda. Jeśli historia w szkole będzie polegała tylko na odpytywaniu o daty kolejnych "pokojów toruńskich" to uczniowie zachowają się w taki sam sposób, jak na złych lekcjach z fizyki. Wykują trochę wzorów na pamięć - i byle do odpowiedzi na "ostatecznie dostatecznie". A przecież zarówno fizyka, jak i historia może zafascynować, jeśli tylko nauczyciel nie ograniczy się do wyłożenia i wymagania suchych faktów i dat - a większy nacisk położy na zrozumienie epoki, motywacji ludzi oraz analizie działań i ich skutków.

Okres międzywojenny jest świetnym przykładem służebnej roli nauczania historii Polski. Za wczesnego PRL oczywiście nie mówiło się o tych czasach nic dobrego. Wyjątki (starsi Profesorowie w Liceach) potwierdzały jedynie regułę. II Rzeczpospolita była wtedy przedstawiana jako zacofany kraj rolniczy. "Za Gierka" powoli zaczęło się to zmieniać - zaczęto zauważać Gdynię, COP itp., a moje najmłodsze dzieci uczyły się już głównie o sukcesach II RP. Polskę lat międzywojennych przedstawiano im jako szybko rozwijający się kraj przemysłowy, którego dobrobyt zahamował jedynie wybuch wojny. Bzdura!

Poziom naszego przemysłu został boleśnie zweryfikowany przez niemieckich agresorów. Wystarczy tylko jeden fakt - nasze myśliwce (zwane pościgowcami) były wolniejsze od niemieckich bombowców, a nowe konstrukcje (Karaś, Łoś...) wykazywały szereg poważnych braków...

Obecna propaganda (tak nie boję się tego słowa - propaganda!) podkreśla znaczenie agresji bolszewickiej z 17 września 1939. Był to niewątpliwie znaczący cios w plecy, ale "papierowi sojusznicy" zdradzili nas tak naprawdę już 3 września 1939! Moja mama była wtedy licealistką w Sarnach - i opowiadała mi, że po usłyszeniu informacji, że Anglia i Francja powszechnie uważane wówczas za supermocarstwa wypowiedziały Niemcom wojnę to młodzież z radości tańczyła na ulicach! Pytanie, czy gdyby do połowy września rozpoczęły się na "froncie" zachodnim jakieś działania zbrojne i dlaczego tak naprawdę się nie rozpoczęły to Stalin zdecydowałby się na inwazję pozostanie oczywiście bez odpowiedzi... Ale to świetny temat do dyskusji na lekcjach historii. Ja reprezentowałbym w nie pogląd, że po doświadczeniu Układu Monachijskiego na żadne poważne działania "mocarstw zachodnich" przeciwko Niemcom Hitlera bym już wówczas nie liczył.

Czy odtworzenie tych czasów - ale nie w "kolorze" czarno-białym, lecz w pełnej palecie barw nie zainteresowałoby młodych ludzi? Jestem przekonany, że tak - nawet jestem sobie w stanie wyobrazić przygotowanie strategicznej gry komputerowej z tamtych czasów.

Trudniej - zapewne! Ale być może za pokolenie lub dwa doczekalibyśmy się prawdziwych mężów stanu - a nie tylko zadufanych w sobie osobników przekonanych o tym, że ich poglądy są jedynie słusznymi - niezależnie od reprezentowanej opcji. A więc chyba warto się wysilić!!!

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.049 | powered by jPORTAL 2