Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 116


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Kij w mrowisko > Podatnik? Ma prawo do milczenia i obowiązek finansowania wszystkiego!
 

Tomasz Barbaszewski

Podatnik?

Ma prawo do milczenia i obowiązek finansowania wszystkiego!



Na pytanie zadane przez p. Waldemara Korczyńskiego "Co właściwie ma finansować podatnik?" można udzielić prostej (i niestety prawdziwej odpowiedzi) - WSZYSTKO! Ma oczywiście także niezbywalne prawo - może milczeć, a w zamian za to łaskawie pozwolono mu na zdefiniowanie przeznaczenia 1% podatku - oczywiście tylko na zbożny cel. Co to zaś jest zbożny cel decydują (na podstawie przedłożonych dokumentów wraz z załącznikami), Ci, co wszystko wiedzą lepiej.


Tak się złożyło, że tekst p. Waldemara przeczytałem zaraz po lekturze "Rzepy", podczas której dowiedziałem się, że firma General Motors zwróciła się o finansową pomoc do Rządu Polskiego w celu utrzymania fabryki w Gliwicach. Wracając zaś w piątek z pracy słuchałem dyskusji w TOK FM - lubię sobie puszczać to radio w aucie na przemian z Radiem Maryja. Jeśli w Radiu Maryja nie ma akurat modlitwy, tylko komentarze - "ubaw po pachy" gwarantowany! Czysty "Klub Pickwicka" i polemiki "Gazety Eatanswilskiej" z "Niepodległością Eatanswilską"...


W "Toku" dyskutował Bardzo Ważny Pan z Izby do Spraw Oświecenia (przepraszam - oświetlenia) Ogólnego z Prof. Turskim. I przekonywał wszystkich (Ważny Pan), że zakaz sprzedaży żarówek - a tym samym nakaz kupowania lamp CFL zwanych dla zmylenia przeciwnika "żarówkami energooszczędnymi" wprowadzany przez Unię jest to jedynie słuszne postępowanie, mające na celu oczywiście nie podwojenie lub potrojenie zysku firm reprezentowanych przez Ważnego Pana, ale zapobieżenie efektowi cieplarnianemu i spowodowanie szczęśliwości ogólnej.

Szczerze mówiąc, liczyłem, że Prof. Turski "wdepta go w ziemię" - ale bezczelność, podnoszenie głosu i argumentacje typu "Komitety naukowe ustaliły" i innego typu pustosłowie przykryło skutecznie rzeczowe argumenty Profesora przy absolutnym braku reakcji ze strony prowadzącego audycję.

Wszak "Globalne Ocieplenie" to argument tak silny, jak kij do baseballa!

Takie same argumenty wysuwają producenci samochodów - nowe auta są ekologiczne - stare trują! I usłużni dziennikarze i inni "pożyteczni idioci" uprawiają usłużnie propagandę - wszak to ważny społecznie problem, dbałość o przyszłe pokolenia, ginące gatunki etc., etc...

Oczywiście, że nie pisze się o tym, że dla lamp CFL musiano wydać zezwolenie na odstępstwo o dyrektywy RoHS (Restriction of Hazardous Substances) i to zarówno dla rtęci (dopuszcza się 5 mg), jak i dla tlenku ołowiu (dodatek do szkła ograniczający promieniowanie UV). I tak - komputer, na którym piszę oczywiście musi mieć RoHS, bateria do pilota TV - też, oczywiście cały telewizor również - właściwie wszystko musi spełniać zalecenia RoHS!!! - a kilkanaście zainstalowanych w domu "żarówek" CFL już nie! Bo są wyjątkami!!!

O tym, że "żarówka energooszczędna" (CFL) emituje światło o widmie dyskretnym (biała jest na zasadzie mieszania addytywnego trzech kolorów - tak jak koszula prezentera na ekranie TV) też cicho-sza. O tym, że zmysły człowieka są przystosowane do źródeł dających widmo ciągłe (termiczne) również ani słowa. A przecież wystarczy wziąć szkolny spektrometr i porównać widmo lampy CFL i zwykłej żarówki - świetne doświadczenie na lekcje fizyki!

Zaiste, "wybiórcza" ta dyrektywa!


Ciekaw jestem, czy bardziej szkodzi środowisku nadprodukcja "nowych, lepszych" samochodów, których nikt tak naprawdę nie potrzebuje, bo jak mawiał nieodżałowany Stanisław Lem starsze także "i błyszczą i jeżdżą". Podejrzewam, że może się okazać, że podczas produkcji auta (oczywiście "ekologicznego") huty i inne fabryki i zasilające je elektrownie wyemitowały o wiele więcej szkodliwych substancji niż to auto przez cały okres eksploatacji.


No tak, ale lobbyści działają - i to skutecznie! Będziemy stosować CFL (bo zakazano produkcji żarówek) i powinniśmy dopłacić do produkcji nowej Astry w Gliwicach. No bo jak nie, to OPEL rozpuści załogę, której niezadowolenie może zmieść ze stołków paru Ważnych Polityków...


A więc - musimy produkować więcej lamp CFL (przepraszam, "energooszcżędnych żarówek") i zużywać energię w tym celu, aby oszczędzić energię! Musimy produkować coraz więcej "ekologicznych" samochodów zanieczyszczając podczas ich produkcji środowisko - po to aby to środowisko później uchronić przed nadmiernym zużyciem paliwa i emisją gazów cieplarnianych.

Wolne żarty, Ważni Panowie! Chodzi Wam wyłącznie o KASĘ - a to gadanie o środowisku to wciskanie ludziom ciemnoty. Wszak przemysł zainwestował w lampy CFL potężne pieniądze - a tu pojawiła się poważna groźba - diody LED do celów oświetleniowych! Z nimi "efektem cieplarnianym" się nie wygra - bo to i efektywność większa, i żywotność dłuższa i RoHS spełniają... O kosztach produkcji nawet nie warto wspominać.

Co, mamy powiedzieć naszym akcjonariuszom, że się pomyliliśmy? Że postawiliśmy na złego konia? Toć nasz wymiotą z posadek, bonusów nie będzie a może i co gorszego! Niech płaci PODATNIK! Załatwimy DYREKTYWĘ!!!


A pseudonaukowe prostytutki aż garną się po okruszki z pańskich stołów. Ileż to mamy różnego typu "Instytutów" wzorowanych na słynnych placówkach "naukawych" specjalizujących się w Imagistyce Społecznej (Priestley) lub Mniemanologii Stosowanej (Stanisławski). One wydadzą każdą opinię:


"Badanie naukowe potwierdzone testami klinicznymi dowodzą, że codzienne wcieranie naszego serum pod prawe oko oraz popijanie go oferowanym przez nas w atrakcyjnej cenie popsutym kwaśnym mlekiem spowodowało redukcję wieku u badanych kobiet o 60-80% w porównaniu z grupą kontrolną".


Oczywiście, nie należy zapominać, że:


"Oferujemy również serum pod lewe oko, które umożliwia dalszą redukcję wieku o kolejne 40-50%!"


Czy takie badania powinien finansować podatnik? Być może tak - w celu ochrony konsumentów przed bezczelnymi łgarstwami "zawodowych macherów od losu" i rzetelnej oceny owego "Serum". Ale ludzi i tak się nie przekona - większość lubi być okłamywana i zapłaci sporo kasy za eliksir młodości, pomimo, że wszyscy wiemy, że i tak nie zadziała...


Dlaczego to piszę - wszak mieliśmy rozprawiać o finansowaniu nauki? Otóż dlatego, że Pan Waldemar poruszył w swym tekście kilka naprawdę ważnych problemów. Bardzo spodobało mi się zdanie:

"Tzw. czyste nauki cieszą się - Bóg jeden wie dlaczego - znacznie większym prestiżem niż „zwykła” inżynieria."

Rzeczywiście, chyba tylko siły nadprzyrodzone mogą odpowiedzieć na to pytanie. Jakim prestiżem cieszy się Inżynier? Dopiero mgr inż. to start do dalszej kariery, której zwieńczeniem jest Prof. dr hab. inż. Ten "Inżynier" tak skromniutko przycupnął sobie na końcu - np. ja często muszę pouczać studentów, aby w indeksach nie wpisywali mi skrótu "inż.", bo po prostu ten tytuł mi się nie należy.

Dobry Inżynier i Dobry Naukowiec to dwie zupełnie różne profesje. I nie podejmę się wskazania - która jest trudniejsza. Osobiście stawiałbym na to, że zadanie Inżyniera jest trudniejsze - bo ma CEL!

Naukowiec ma natomiast poszukiwać. Czego? A diabli wiedzą! Pod tym względem bliżej mu do Artysty niż Inżyniera. No, ale Artysta może sprzedać obraz, rzeźbę, symfonię, scenariusz itp. a kto kupi jednolitą teorię pola, lub pionierską pracę z zakresu astrofizyki pozagalaktycznej? Tyle samo (lub mniej) osób, co opracowanie historii narodu Pitów albo książkę o teorii strun.

Nawet nie ma się jak sprostytuować!


Naukowiec produkuje - WIEDZĘ! A ile za nią bierze? Tu przynajmniej mamy prostą odpowiedź - NIC. Dzieli się nią na zasadach "Czterech wolności Stallmana":


  • wolność uruchamiania programu w dowolnym celu (wolność 0)

  • wolność analizowania, jak program działa i dostosowywania go do swoich potrzeb (wolność 1)

  • wolność rozpowszechniania niezmodyfikowanej kopii programu (wolność 2)

  • wolność udoskonalania programu i publicznego rozpowszechniania własnych ulepszeń, dzięki czemu może z nich skorzystać cała społeczność (wolność 3).

Wystarczą małe modyfikacje i mamy:


  • wolność wykorzystywania wyników badań podstawowych w dowolnym celu (wolność 0),

  • wolność analizowania, w jaki sposób te wyniki uzyskano i swoboda ich weryfikacji (wolność 1),

  • wolność rozpowszechniania niezmodyfikowanych wyników z powołaniem się na źródło (wolność 2),

  • wolność kontynuowania badań, ulepszeń metodyki itp. - dzięki czemu może z nich skorzystać cała społeczność (wolność 3).


I tu chyba dochodzimy do tak zwanego sedna. Chyba zgodzimy się, że podatnik nie powinien płacić za działania, które są realizowane w bezpośrednim celu wyciągnięcia od niego kasy.

Badania stosowane w większość przypadków szybko prowadzą do publikacji ich rezultatów w wewnętrznych biuletynach, utajnienia wyników i w konsekwencji powstania nowego lub ulepszenia istniejącego produktu. I w sumie bardzo dobrze. Jeśli firma X decyduje się na finansowanie badań - to chce z nich (jak się uda) skorzystać na zasadzie pierwszeństwa. Jej prawo - ale też i jej ryzyko. Świetnym przykładem takiego działania była "Fabryka Żarówek PHILIPS'ów" - ale ostatnio (po śmierci "Fritza" Philipsa, syna jednego z założycieli firmy) nieco "spuściła z tonu".


Jeśli zaś badania zostały sfinansowane ze środków publicznych, to publiczność powinna z nich bez ograniczeń i nieodwołalnie korzystać. Wszelkie prawa majątkowe (oczywiście nie osobiste) powinny nieodwołalnie w takim przypadku pozostawać w domenie publicznej! Klasyczna idea uniwersytetu sprawdza się tu doskonale. Finansowanie nauk podstawowych zarówno tak zwanych "ścisłych" jak i humanistycznych może w moim przekonaniu być realizowane jedynie na zasadzie abonamentu płaconego przez podatników. Absolwentów różnych szkół MBA należy trzymać od prawdziwych Uniwersytetów z daleka - niech się zajmą naukami stosowanymi. Business is Business!!!


Oczywiście, nie zabezpiecza to przed wystawnymi konferencjami organizowanymi na koszt podatnika, lecz lektura choćby "Kongresu Futurologicznego" Stanisława Lema wskazuje, że bufety innych konferencji zazwyczaj są o wiele lepiej zaopatrzone - ale zapewniałoby skuteczną ochronę przed niekontrolowanym przepływem publicznej kasy do określonych rąk prywatnych.

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.04 | powered by jPORTAL 2