Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 130


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Nowości > Akademicka hańba „na własny rachunek”

Roman Maciej Kalina 

Akademicka hańba „na własny rachunek”,

czyli o metodach przejęcia państwowej szkoły wyższej w dziedziczny zarząd rodzinny


Chronienie studentów jest zasadniczym powodem, dla którego pisząc w maju w NFA o „Granicach akademickiej hańby” nie podałem ani swego nazwiska (V......m, to viburnum – po łacinie kalina), ani tym bardziej nazwy uczelni. Brak pewności, że podczas rekrutacji na studia II stopnia wszystkie komentarze podmiotów otoczenia będą przyjazne.

Nowe okoliczności są powodem, że ujawniam się przed 1 października. Wprawdzie profesorska solidarność zobowiązuje, by godnie uszanować trud i dorobek przechodzącego na emeryturę rektora – tym bardziej po 12 latach nieprzerwanego kierowania uczelnią. Jednakże w zaistniałej sytuacji odwlekanie radykalnego NIE byłoby nieprzyzwoite wobec studentów i ich rodzin, nielojalne wobec uczciwych nauczycieli akademickich tej uczelni, sprzeniewierzeniem się przysiędze doktorskiej i dobrym praktykom akademickim.

Rzecz idzie o obronę dobra wspólnego: praw i wolności studentów bez uszczerbku dla kontynuowania pokoleniowej odpowiedzialności nauczycieli za jakość kształcenia i wychowania. Uniemożliwienie rzeczywistego zarządzania tą państwową szkołą wyższą w wieloletniej perspektywie przez jedną rodzinę – jakby wynikało z drugiej części tytułu tego tekstu – jest kwestią ważną ale paradoksalnie drugoplanową.

Wysokie jest prawdopodobieństwo, że ostateczna konkluzja rozstrzygania od strony formalnoprawnej, zwłaszcza kwestii nadużycia władzy, wskaże na poważne uchybienia, może nawet naruszenie prawa (np. nie zapewnienia tajności głosowania podczas wyborów rektora), ale jaki będzie z tego skutek na przyszłość. Czas wyciszy emocje i poczucie niesprawiedliwości. Za rok, dwa zapewne tylko w umysłach absolwentów i uczciwych nauczycieli akademickich pozostanie świadomość, że wybory rektora były oparte na pozorach demokracji – potencjalni kontrkandydaci zostali pozbawieni równości szans i uczciwej konkurencji.

Na dzień dzisiejszy kwestią pierwszoplanową (ale nie jedyną) jest ocena etyczna całego splotu zdarzeń, których główny sprawca – urzędujący rektor – mógł uniknąć i osiągnąć cele własne i grupy interesu w sposób mniej kompromitujący, gdyby (...).

Rektor sam sobie zgotował matnię. Poszerzając realną władzę wzmacniał poczucie bezkarności kosztem zatracania samokontroli. Instrumentalne traktowanie norm etycznych i ludzi (w tym z najbliższego otoczenia) okazało się zgubne. Przesadził z nadużywaniem ulubionej przez siebie socjotechniki – publicznego zarzucania innym zachowań nieetycznych, czyniąc to w sposób nie tylko bezpodstawny, ale – mówiąc najdelikatniej – niewybredny. To prostacki chwyt. Kwalifikuje się do metody intensyfikacji lęku. Tu wkraczam już na grunt teorii walki (sens wyjaśniam niżej).

W dłuższej perspektywie takie czyny są prawie zawsze przeciwskuteczne. Zamiast celu, działający osiąga jego negację. Wprawdzie rektor skutecznie poszerzył rodzinie obszar władzy i zapewne rozbudził wyobrażenie wynikających z niej korzyści, jednakże etyczny wymiar tego działania jest pożałowania godny. W niesławie żegna się z pełnioną przez trzy kadencje funkcją – ukazujące się w lokalnej prasie komentarze studentów i absolwentów szkoły nie pozostawiają złudzeń. Pozostaną wprawdzie piękne mury szkoły, serwis unikalnych zdjęć strojnego w regionalne uniformy rektora, ale akademickości niewiele.

Ostatni akapit wyjaśnia sens ujęcia w cudzysłów zwrotu „na własny rachunek”. Ludzie – nawet w tak wrażliwym obszarze społecznym, jak wspólnota akademicka szkoły publicznej – za cenę nagannej oceny etycznej otoczenia społecznego podejmują się czynów haniebnych, byle kontynuować władzę, czerpać z niej satysfakcję i korzyści, utrwalić nepotyzm.

Oceny etyczne nie podlegają przedawnieniu. Liczenie jednak na poczucie wstydu przez większość sprawców akademickiej hańby i patologii, to raczej utopia. Brak poczucia wstydu jest bowiem skorelowany dodatnio z brakiem honoru. Dla ludzi o takiej mentalności czyny haniebnenormą. W przeciwnym razie osiąganie własnych celów ekspansywnych – przede wszystkim władzy i jej pochodnych – byłoby niemożliwe lub wyjątkowo trudne. Te cechy, niestety, są własnością także w zasadzie stroniących od władzy konformistów.

Kontynuowany w tym tekście opis akademickiej hańby w konkretnej publicznej szkole wyższej jest chyba wyrazistą egzemplifikacją „pułapki społecznej”, którą z perspektywy głównie socjologicznej świetnie zdefiniował Profesor Andrzej Zybertowicz (Jak wyjść z pułapki społecznej, czyli o łączeniu archipelagów polskości ).

Postać „pułapki społecznej”, w której znalazła się przede wszystkim młodzież akademicka tej szkoły nie jest sytuacją bez wyjścia. Dzielni studenci – niestety tylko oni – unaoczniają, że przezwyciężenie tej niewątpliwie trudnej sytuacji jest realne. Dzielnym jest ten, kto działa sprawnie w sprawie godziwej (T. Kotarbiński). Ci studenci dają szereg dowodów sprawnego osiągania celów godziwych, gdyż konsekwentnie respektują naczelne kryteria wartości.

Skuteczność studentów nie jest przypadkowa. Ponieważ są inteligentni, dobrze wychowani, uczciwi i wrażliwi na przejawy zła, więc szybko przyswajają metody walki szlachetnej (a ta jest zawsze defensywna lub właściwa pewnej klasie walk sportowych, gdzie atak i obrona nie są obliczone na krzywdzenie konkurentów). Nie brak im przy tym odwagi oraz determinacji, by przeciwstawić się postępowaniom uchybiającym godności zawodu nauczycielskiego, a także nadużywaniu władzy przez tych, którym przysięgali akademicką lojalność.

W efektywnym przezwyciężaniu jakichkolwiek „pułapek społecznych” ograniczone są jednak możliwości języka i metod socjologii. Kiedy zatem bardzo ogólnie opisuję defensywne działania studentów i ekspansywne dążenia władz uczelni (także związanej z władzą grupy interesu i grup wsparcia) wykorzystuję pojęcia teorii walki.

Mam świadomość, że z tej wiedzy i prakseologii – wszak ogólna teoria walki jest częścią prakseologii – korzysta niewiele osób, z uczonymi włącznie. Szkoda, albowiem teorie walki wywodzące się z prakseologii (notabene, cybernetyczna teoria walki – jest de facto teorią niszczenia celowego) są polską specjalnością naukową (odsyłam do: Krzemieniecki LA, Kalina RM. Agon – a term connecting the theory of struggle with belles-lettres: A perspective of inter-disciplinary research. Arch Budo 2011; 7(4):255-265: www.archbudo.com). Szkoda zaś w szczególności dlatego, że biegłość stosowania teorii walki niezbrojnej w praktyce jest dziś szansą z jednej strony trafnej identyfikacji metod, środków i reguł stosowanych przez ludzi władzy różnych szczebli w celu jej zdobycia i jak najdłuższego sprawowania (często nie licząc się z rzeczywistymi efektami społecznymi), z drugiej – skutecznego przeciwstawiania się nadużywaniu władzy, nepotyzmowi i jakiejkolwiek niegodziwości.

Zachęcam każdego, kto podejmie się trudu bądź wyjścia z danej „pułapki społecznej”, bądź zawczasu jej zapobiegnięcia, by nie bagatelizował możliwości zastosowania metod i środków walki niezbrojnej rekomendowanych przez naukę.

Studenci zaskoczeni i zdezorientowani przebiegiem i treścią najpierw pseudo wyborczego spotkania z jedynym kandydatem na rektora (7 maja), a na drugi dzień wyborów, zapewne nie zidentyfikowali sytuacji jako etapów misternie realizowanej w tej szkole latami reguły kontrolowanego otoczenia w walce niezbrojnej. W najszerszym rozumieniu walką jest wszelkie działanie przynajmniej dwupodmiotowe (przy założeniu, że i zespół może być podmiotem), gdzie jeden przynajmniej z podmiotów przeszkadza drugiemu (T. Kotarbiński).

Zatrważające. Głównym podmiotem, na którego w ostatnich etapach ukierunkowane było przeszkadzanie innych podmiotów okazali się ci, dla których tworzone są szkoły wyższe – studenci. Grupa interesu i grupa wsparcia (senat uczelni) odebrały studentom realną szansę wpłynięcia na wynik wyborów. Rektor elekt – bodaj największy konformista tej szkoły – widać został wybrany dla pozostałych konformistów środowiska nauczycieli akademickich. Ani rektor urzędujący, ani rektor elekt nie spotkali się z studentami i nie przekazali symbolicznych kluczy do uczelni na czas juwenaliów (9-10 maja).

Dodam. Rektor elekt podczas spotkania z elektorami studentami – by uzyskać ich wymaganą akceptację dla kandydata na prorektora ds. studenckich – przedmiotem dyskusji uczynił konieczność budowy parkingu na 2000 miejsc etc. Ani słowa o sposobach szumnie zapowiedzianego przekształcenia w 4 lata tej zawodowej uczelni w akademię. W takim projekcie kwalifikacje i rola prorektorów musi być wiodąca i o tym trzeba było rozmawiać.

Inne elementy (poprzedzające i następcze zdarzeń 7-8 maja) świadczące, że reguła kontrolowanego otoczenia jest niezbędna w zdobywaniu i utrzymaniu władzy: senat niemal w ostatniej chwili modyfikuje statut uczelni (jako konieczność dostosowania do 30 marca ustaleń wynikających z prawa o szkolnictwie wyższym) ale tylko w zakresie umożliwiającym osiągnięcie celów wyborczych przez grupę interesu; senat uchwala regulamin wyborczy wygodny dla władzy i konformistów; synowa rektora (elektor) rekomenduje na rektora kandydata, który ostatecznie jako jedyny spełnia wszystkie kryteria wyborcze; rektor elekt rekomenduje syna rektora na prorektora ds. nauki (jedyne kryterium jakie kandydat spełnia jest stopień doktora i nie ważne, że brak mu akademickich kwalifikacji do objęcia tak odpowiedzialnej funkcji). Kolegium Elektorów akceptuje tę kandydaturę (23 maja).

Państwowa szkoła wyższa przez kolejne cztery lata niezmiennie pod nadzorem rodziny. Skuteczne okazały się także metody: grupy wybranej; splotu interesów; potencjalizacji zakresu i stopnia władzy; sytuacji deprywacyjnej.

Niegodziwości manifestowanej działaniami haniebnymi przez część nauczycieli uczelni studenci przeciwstawiają siłę moralną i skuteczne działania chwalebne. Wsparcie ze strony otoczenia jest ograniczone: 7 maja otrzymali mój list otwarty z koncepcją rozwoju uczelni a 10 maja NFA publikuje „Granice akademickiej hańby”. List kończę stwierdzeniem: Studentom dodaję otuchy, byście korzystając z przysługujących Wam wolności i praw skłonili władze uczelni do wdrożenia co najmniej dwóch zasad: 1) powszechnej dostępności (strona internetowa szkoły) wizerunku, kwalifikacji i bieżących osiągnięć każdego nauczyciela akademickiego; 2) współdecydowania w szerokim zakresie o programie i treści kształcenia w warstwie wykraczającej poza ustawowe standardy.

Studenci kierują do rektora dwa pisma (10-11 maja). W jednym proszą o rychłe upublicznienie wizerunku i akademickich kwalifikacji nauczycieli. W drugim powiadamiają rektora, że 16 maja w Auli Głównej Samorząd Studentów zwołuje zgromadzenie. Tematem jest „Elastyczny model studiów w uczelni o wielokierunkowym profilu kształcenia, zgodnie z kryteriami Strategii Bolońskiej”, a ja będę prelegentem (studentów zainteresował jeden z kluczowych i realnych celów programu rozwoju uczelni: elastyczny model studiów).

Niebywała skuteczność studentów, którzy na oczach urzędującego rektora i ku zdumieniu akademików łagodnymi metodami burzą co najmniej dwa porządki. Jeden utrwalany latami przez rektora. Drugi przez rektora elekta zapowiedziany jako kontynuację.

Rektor przez 12 lat zapewnił nauczycielom akademickim komfort anonimowości (władzę skutecznie umacniają metody: splotu interesów; rozwarstwiania; kanalizowania ideałów) a tu nagle obiecał spełnienie prośby studentów w dwa miesiące, a nawet wcześniej. Wielu nauczycieli niebawem może być mocno rozczarowanych tą decyzją rektora i jeszcze bardziej zakłopotanych, kiedy studenci skonfrontują: osiągnięcia naukowe, dydaktyczne i organizacyjne w relacji do lat zatrudnienia w szkole; formalne kwalifikacje (aktualny stopień lub tytuł naukowy/zawodowy) w relacji do roku ukończenia studiów etc.

Rektor elekt stoi przed kilkoma dylematami. Czy rewolucyjne zmiany zapowiedziane przez rektora to tylko blef, wszak wakacje blisko, a po nich 1 września i czas objąć funkcję. Czy studenci po dwóch miesiącach oczekiwań będą konsekwentnie domagać się spełnienia obietnicy. Czy w kadencji 2012/16 trzymać się zasady kamuflażu akademickich kwalifikacji kadry dydaktycznej szkoły, skoro ten stan rzeczy obowiązywał w chwili, kiedy jako kandydat na rektora, deklarował kontynuację. Czy podczas inauguracji roku akademickiego rektor – bogatszy o wiedzę o potencjale naukowym kadry – ogłosi publicznie prawdę, że wizja akademii to ... (ma kilka możliwości wyboru: dowód jego ignorancji akademickiej; jego celowego wprowadzenia w błąd, by zostać rektorem choć i tak nie miał konkurencji; efekt jego bezkrytycznego zawierzenia w jakość „wielkiego dzieła poprzednika” etc.).

Odnosząc się do treści drugiego listu rektor bezskutecznie próbował stosować swoje ulubione metody, zwłaszcza nie wymieniane tu jeszcze: kamuflażu przemocy, kamuflażu władzy i układy działań antropotechnicznych (wykorzystywania jednostek i zespołów tylko lub głównie jako sensu largo narzędzia dla osiągania głównie własnych celów). Podstawowymi środkami realizowania tych metod jest egocentryczna narracja rektora, zawsze dostosowana do okoliczności. W tym przypadku: „nie mogę ogłosić dnia rektorskiego, zgromadzenie możliwe tylko po zajęciach” (studentom chodziło o wiedzę – nie dzień rektorski); „dlaczego Kalina – mogę załatwić wam lepszego prelegenta z UJ” (więc trzeba było to zrobić już w roku 2004 i dokona wdrożeń); „z Deklaracji Bolońskiej wycofuje się już Francja, jak jeszcze dołączą Niemcy ...” (to mówi senator RP, członek Komisji Nauki, Edukacji i Sportu, kiedy w polskich uczelniach trwa pospieszne formułowanie ram kwalifikacyjnych dla absolwentów poszczególnych kierunków kształcenia, albowiem czas stworzenia Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego formalnie minął w 2010 roku).

Rektor nie zmarnował okazji, by stwierdzić: „szkoda, że prawo jest niedoskonałe, nie daje wyboru, rektorem może być tylko osoba zatrudniona na pierwszym etacie”. Studenci przez grzeczność (bardziej jednak bogatsi o doświadczenie, by nie dać się rektorowi wciągnąć w „sondującą”, nieformalną dyskusję o tak elementarnych dla uczelni kwestiach) komentują te słowa z nieukrywaną frustracją: „przecież prawo daje możliwość wyboru rektora drogą konkursu, ale stawia warunek, że wybrany rektor musi być zatrudniony w uczelni najpóźniej w dniu poprzedzającym objęcie funkcji”; „czy my naprawdę wyglądamy na głupców!”.

Studenci, po doświadczeniach wyborczych, nie ulegli kolejnym próbom manipulacji i stanowczo pozostali przy swoim. Wydaje się nieprawdopodobne. Informacja o zgromadzeniu ukazała się natychmiast na stronie internetowej szkoły a na wszystkich tablicach ogłoszeniowych pisemne komunikaty.

Jeszcze tydzień wcześniej te nośniki informacji milczały o spotkaniu wyborczym z kandydatem na rektora. Wrogiem szkoły byłby każdy, ko śmiałby obciążać tym zaniechaniem władze – zawiodło Biuro Promocji. Zapewne ukazanie się dopiero pod koniec maja na stronie internetowej wszystkich uczelnianych aktów prawnych jest też zaniechaniem biura. Prosty wniosek: powierzyć robotę promocyjną Samorządowi Studenckiemu – nie będzie ukrywania niczego, spore oszczędności i dwa pomieszczenia dla nauczycieli akademickich.

Studenci nowej specjalności (od 2011) „trening zdrowotny i profilaktyka uszkodzeń ciała” przejrzeli na oczy. Deklaracja Bolońska gwarantuje swobodę wyboru uczelni, przedmiotu, nauczyciela. Przed prelekcją, zdezorientowani sytuacją w szkole i zatrwożeni pytali: „co z nami będzie”; „nie chcemy wracać na RR (rekreację ruchową)”. Większość przedmiotów z 520 godzinowej specjalności, są mego autorstwa. Zrealizowaliśmy „metodykę treningu zdrowotnego z elementami kinezjologii”, „metodykę bezpiecznego upadania i unikania zderzeń”. Pozostały: „judo w samoobronie”, „samoobrona”, „ekosurwiwal”. Urzędowe standardy kształcenia takich kwalifikacji nie przewidują. Absolwent tej specjalności będzie atrakcyjny i konkurencyjny na rynku pracy związanym z promocją zdrowia (67 jest faktem).

Czas na wyjaśnienie nowych okoliczności, które spowodowały, że ujawniłem nazwisko, kontynuuję opis patologii (po wyborze rektora 8 maja) i radykalnie przeciwdziałam.

Wyrazisty jest kontrast traktowania w tej samej państwowej szkole wyższej własnego dziecka na tle traktowania dzieci tych, którzy zawierzyli rzetelności uczelni uosabianej – zgodnie z najlepszą tradycją akademicką – z jej rektorem. Najbardziej widać zadziwiającą determinację rektora w deprywacji potrzeb – studentów (!), ale nie własnego syna.

Trudny jest wielowątkowy opis, zwłaszcza sytuacji wewnętrznej jawnie krzywdzonych studentów. Trzynastu studentów rekreacji w piśmie z 24 maja prosi władze uczelni o powiadomienie, czy formalnie ustalona została kwestia dokończenia przeze mnie zajęć w ramach ich specjalności. Argumentują, że jestem autorem większości przedmiotów (jest czas bym przedłożył sylabusy – są bowiem moją własnością intelektualną). Spotkanie z rektorem w dniu 1 czerwca unaocznia, że studenci nie mają wyboru.

Paradoks to za łagodnie powiedziane. W tej samej szkole rektor w dwójnasób poświęca własną reputację. Kiedy realizuje marzenia własnego syna (formalnie kandydaturę na prorektora złożył rektor elekt – to jest właśnie przykład zastosowania metody kamuflażu władzy) i kiedy pozbawia realizacji marzeń studentów. Chyba, że się mylę i syn rektora też nie miał wyboru – zrealizował tylko marzenie taty.

Żałosny triumf próżnej pychy i żądzy władzy nad elementarną przyzwoitością. W gruzy padają szczytne ideały Deklaracji Bolońskiej, której Polska jest sygnatariuszem. Rektor kategorycznie stwierdza: „nie przewiduję zatrudnienia prof. Kaliny”. Nie zniżam się do cytowania całej argumentacji jaką rektor uzasadnił swą decyzję. Jedna jest znamienna, że moje „certyfikaty są nic nie warte”. Nie prowadzę działalności gospodarczej i nie wydaję żadnych certyfikatów. Jeżeli natomiast jest to aluzja do moich dyplomów potwierdzających kwalifikacje dydaktyczne, które nabyłem w polskich uczelniach, to nie skomentuję wypowiedzi w jednej osobie profesora, rektora i senatora RP. Interesującym doświadczeniem byłoby natomiast usłyszenie argumentacji, jaką ojciec – w jednej osobie profesor, rektor i senator RP – potwierdził by kwalifikacje własnego syna na stanowisko prorektora ds. nauki w uczelni o wielokierunkowym profilu kształcenia.

Studenci są oburzeni, że przedmiot „podstawy medycyny sportu” prowadził nauczyciel akademicki nie będący lekarzem, choć w Polsce jest około 600 specjalistów medycyny sportu. Oburzenie potęguje nieoficjalna wprawdzie informacja, że ta sama osoba ma ich uczyć „judo w samoobronie”. Byłby to kolejny skandal związany już z łamaniem prawa. Chodzi o bezpieczeństwo studentów – ten nauczyciel akademicki nie posiada ani stosownych uprawnień, ani dorobku naukowego i dydaktycznego z tej dziedziny.

Ze swoimi kwalifikacjami najwyraźniej nie przystaję do uniwersalnych możliwości kadry akademickiej, którą rektor latami w szkole kompletował, by choć o niebywałej mobilności w sferze dydaktyki, nie okazała się przypadkiem – jak dowodzą ostatnie zdarzenia – konkurencyjna wobec rodzinnych zamiarów.

Czysta ironia losu. W dniu kiedy od studentów fizjoterapii tej właśnie uczelni otrzymuję wzruszający wiersz w podzięce za radość i efekty studiowania, rektor tej szkoły i zarazem senator RP bieżącej kadencji odmawia 13 studentom rekreacji prawa do radości takiego studiowania o jakim marzą. Odmawia im prawa swobodnego wyboru przedmiotu i nauczyciela – wbrew podstawowej dyrektywie Deklaracji Bolońskiej oraz formalnie i merytorycznie gwarantowanej możliwości zrealizowania takiego marzenia w tej właśnie szkole. Przecież do 30 września jestem pracownikiem uczelni. Byłoby dla mnie wielką przyjemnością uczenie tych studentów judo i samoobrony, np. w formie kursowej (akceptują to, choć moje certyfikaty są nic nie warte). Punkty ECTS można kumulować i przenosić.

Nie jestem dziennikarzem śledczym, by dociekać powiązań na styku: rektor; burmistrz miasta (zarazem przewodniczący komisji wyborczej); różne podmioty biznesu (zwłaszcza regionalnego) i polityki; redakcja czasopisma regionalnego deklarująca niezależność (nie dopuściła do opublikowania – tekst przesłałem w grudniu 2011 – „Zdrowia na sprzedaż” ( tekst opublikowany na NFA - Roman Maciej Kalina. Zdrowie na sprzedaż. Podhalańska PWSZ diamentem Podtatrza, czy … w popiele ), który byłby zaczynem merytorycznej dyskusji o perspektywach rozwoju szkoły w powiązaniu z gospodarką regionu).

Śp. Profesor Jarosław Rudniański, wiarygodny uczony (więzień sowieckiego gułagu, żołnierz armii Andersa, uczestnik bitwy pod Monte Casino, uczeń i współpracownik Tadeusza Kotarbińskiego) pewnie byłby zatroskany, że po blisko ćwierć wieku od opublikowania wspaniałego dzieła „Kompromis i walka” (1989) – i trwania naszej demokracji – więcej wśród ludzi bezwzględnej kooperacji negatywnej (walki) niż porozumienia. Książkę opatrzył mottem pochodzącym od Mahatmy Gandhiego: Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek powinien dokonywać wyboru.

Do Profesora Rudniańskiego odwołuję się zawsze ze szczególnym wzruszeniem. W sensie mojego formalnego kształcenia był ostatnim z wielkich Mistrzów, których miałem szczęście w życiu spotkać i z nimi współpracować. Podczas stażu naukowego, który w latach 1988-1990 odbyłem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN pod kierunkiem Profesora, nie tylko zgłębiałem teorię walki – utrwaliłem także niezłomność opowiadania się po stronie dobra.

Mahatma Gandhi dał dowód skuteczności ahinsy. W pewnym sensie w pojedynkę pokonał Imperium Brytyjskie bez stosowania przemocy. Nie wiem, czy metody i środki, które zastosowałem przeciwstawiając się patologii w tej konkretnej szkole okażą się na tyle wystarczające, by implikacje objęły cały obszar szkolnictwa wyższego w Polsce.

Do Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesyłam opublikowane w NFA oba teksty opisujące tę patologię i wcześniejszy „Zdrowie na sprzedaż”, a także inne dowody w sprawie. Dla działającego przy MNiSW Zespołu do Spraw Dobrych Praktyk Akademickich ten materiał powinien być – sądzę – wystarczającym dowodem, że w jednej szkole państwowej możliwe jest skumulowanie nawet 80% praktyk uznanych za szczególnie naganne. Zespół formułuje opinie i wnioski w sprawach: a) postępowania uchybiającego obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczycielskiego, b) nepotyzmu, c) nadużycia władzy, d) prowadzenia działalności konkurencyjnej wobec własnej uczelni... e) braku poszanowania praw własności intelektualnej, f) stosowania kryteriów pozamerytorycznych w ocenie pracy nauczycieli akademickich, pracowników naukowych oraz studentów, g) dyskryminacji, h) podważania autorytetu oraz kompetencji naukowych i uprawnień, i) mobbingu, j) konfliktu interesów.

Jeżeli tak jest, a nie jest to produkt mej fantazji, to ufam, że wkrótce powstaną takie modyfikacje prawa o szkolnictwie wyższym, że odtworzenie podobnych rozmiarów patologii będzie niemożliwe w żadnej polskiej uczelni publicznej.

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.034 | powered by jPORTAL 2