www.nfa.pl/

:: System Trojana, czyli druga strona nauki polskiej
Artykuł dodany przez: nfa (2005-06-16 01:37:41)

Józef Wieczorek

System Trojana, czyli druga strona nauki polskiej

O nauce polskiej należy pisać dobrze, albo wcale. Podobnie jak o zmarłych. Widocznie naukę polską traktuje się podobnie, i jest w tym sporo racji. Jej obecny stan to podobno skutek permanentnego 'niedożywienia' środkami finansowymi. Nie można temu zaprzeczyć. Ale jest też druga strona, nie mniej nieprzyjemna, odnosząca się do sfery moralnej. O tym można już pisać, ale tylko w kontekście pojedynczych przypadków, których jest jednak coraz więcej. Prowokuje to zatem do uogólnień, tak bardzo u nas nielubianych bo odsłaniających uwarunkowania systemowe.

Nie tak dawno środowisko akademickie ( i nie tylko akademickie) zostało zbulwersowane doniesieniami mediów, a w szczególności 'Gazety Wyborczej' (http://serwisy.gazeta.pl/df/1,34471,2596673.html) o poczynaniach dr Jerzego Trojana - uważanego za wybitnego uczonego w zakresie badań nad rakiem.

Dr Jerzy Trojan pracujący od wielu lat we Francji ( INSERM) przez kilka ostatnich lat był także zatrudniony jako doktor w Collegium Medicum UJ ( Zakład Radioterapii Śródoperacyjnej i Chemioterapii kierowany przez prof. Tadeusza Popielę), a także był kierownikiem Katedry i Zakładu Genoterapii Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy, jako profesor UMK w Toruniu.

Dr J. Trojan kierował w Polsce projektami badawczymi KBN nieźle finansowanymi jak na standardy polskie (300 tys). Jednocześnie aktywnie zdobywał spore kwoty za obietnice leczenia chorych na raka, którzy mimo uiszczania kilkunastu tysięcy umierali po krótkim czasie co było do przewidzenia. Zgodnie z obecnym stanem wiedzy medycznej byli nieuleczalnie chorzy i zabiegi medyczne dr J.Trojana nie były w stanie zapobiec ich zgonom.

Prace naukowe Dr J.Trojana są podobno wysoko oceniane, licznie cytowane, ale wysokie oceny prac i liczba cytowań nie przekładały się na skuteczność leczenia. Przekładały się co najwyżej na zasobność portfela Jerzego Trojana wyłudzającego pieniądze często od bardzo biednych ludzi.

Praktyki Jerzego Trojana, który podobno jest chory, przebywa za granicą i nie ma zamiaru wracać w najbliższym czasie do kraju, budzą poważne wątpliwości. Niektórzy uważają, że należy oddzielić jego wysoki poziom naukowy od poziomu etycznego. Jednakże bardziej zasadny jest pogląd, że oddzielanie nauki i etyki nie jest ani etyczne, ani naukowe.

Co wynika z baz danych

Jerzy Trojan w najważniejszych bazach ludzi nauki KBN figuruje jako dr hab. mimo że habilitacji nie ma, bo karierę robił nie u nas, tylko na Zachodzie. Widać, że nasze bazy danych o ludziach nauki nie są wiarygodne, tak jak i mało wiarygodna jest nauka polska. Jak niemal wszystko jest niejawne, a kontroli brak, skutki są takie jakie widać.

W osobliwym systemie nauki w Polsce najważniejsze w ocenie naukowców są stopnie i tytuły naukowe słabo skorelowane z dorobkiem naukowym, a czasami od niego niezależne. Stąd też niektórzy naukowcy dla dodania sobie powagi i autorytetu, no i zwiększenia siły przebicia, mają skłonności do posługiwania się tytułami, których nie posiadają. Gdyby ocena naukowców była merytoryczna, a nie tytularna, takie zabiegi nie miałyby racji bytu.

Obecnie polski doktor, choćby najlepszy, nie ma szans na zatrudnienie na stanowisku profesora jeśli nie ma habilitacji, więc wielu wybitnych naukowców profesorami w Polsce nie może zostać, a ci którzy z Polski wyjechali nie chcą wracać do kraju bo by zostali zdegradowani.

Jerzy Trojan nie został zdegradowany, bo się podawał za kogoś kim nie był, no i miał potężnych protektorów. Mimo, że J. Trojan w Collegium Medicum UJ , w zespole prof. T. Popieli, był tylko doktorem - kierował projektami badawczymi KBN.

Rzecz jednak ciekawa, że kierował projektami wtedy gdy prof. Popiela był przewodniczącym komisji przyznającej granty. To niemal standard w polskim systemie nauki wcale nie budzący wątpliwości natury etycznej, ale budzący nadzieje natury finansowej.

W pierwszej fazie istnienia KBN konkursy wygrywali na ogół członkowie komisji grantowych lub ich krewni i współpracownicy. Żeby uciąć 'niegodne' pomówienia o korupcyjność takich metod członkowie komisji na czas głosowania nad swoim projektem wychodzili za drzwi, a dopiero po powrocie na salę dowiadywali się, że wygrali. I tak rozwiązywano problem etyki utylitarnej. Opłacało się wychodzić, żeby po powrocie dołączyć do 'najlepszych z najlepszych'.

System ten działał u nas sprawnie, chociaż jak zwykle były wyjątki, które potwierdzały regułę. Po protestach 'niekompetentnych nieudaczników' , którym nie udawało się wygrywać konkursów wprowadzono jednak ograniczenia i członkowie komisji konkursów wygrywać już nie mogli. Ale - Polak potrafi ! Przecież można wystawić do konkursu 'konia ze stadniny' członka komisji. Będzie zgodnie z prawem i z interesami członków komisji.

W przypadku J. Trojana sprawa chyba była jasna. Prof. Popiela nie mógłby wygrać projektu, bo był przewodniczącym, więc na kierownika projektu wystawiano dr J. Trojana, zatrudnionego u Prof. T. Popieli, który oczywiście konkurs wygrał.(http://www.kbn.gov.pl/finauki98/PBZ/lista_projektow.html) Pierwszy grant kierowany przez Jerzego Trojana ( wg bazy http://www.nauka-polska.pl/ Pooperacyjna terapia geno-komórkowa raka okrężnicy i pierwotnego raka wątroby przy zastosowaniu technik antysensu i trypleksu anty-IGF-I – wykonany w okresie 01.03.2001- 31.12.2003) był wysoko oceniony w KBN, ale trzeba pamiętać, że granty oceniają sami swoi i nikt niezależny ocenić tego nie może.

Wyniki grantów na ogół nie są jawne i tej niejawności KBN bronił niczym niepodległosci ! Z pojawiających się niekiedy w bazach danych rezultatów grantów jasno wynika, że przynajmniej część publikacji zostało przygotowanych wcześniej nim grant się zaczął ( tak było i w przypadku grantu J. Trojana). Skoro jakieś wyniki w postaci publikacji już były, więc przy dobrych układach można było wygrać grant na sfinansowanie tego co już zostało zrobione, z jakimś nowym dodatkiem w postaci 'listka figowego'.

Koń trojański, czy standard w nauce polskiej ?

Przypadek dr J.Trojana bardzo dobrze odsłania słabości systemu nauki polskiej. Można go porównać do roli konia trojańskiego, który obnaża mankamenty systemów komputerowych dokonując spustoszenia w zainfekowanych komputerach podłączonych do internetu. Jeśli koń trojański przedostanie się do systemu komputerowego staramy się go jak najszybciej pozbyć. Ale tak się nie dzieje w systemie nauki polskiej.

O nieetycznych praktykach dr J.Trojana wiedziano od kilku lat i nic się nie działo - nie było żadnych działań zmierzających do usunięcia 'konia trojańskiego'. Dopiero nagłośnienie sprawy przez media zmusiły władze akademickie do zajęcia się tym problemem. System nauki w Polsce samodzielnie nie reaguje na nieetyczne praktyki, mimo że mamy 'Dobre Obyczaje w Nauce' ( http://www.us.edu.pl/uniwersytet/obyczaje/), zasady 'Dobrej Praktyki Naukowej' http://www.kbn.gov.pl/etyka/praktyka.html na straży przestrzegania których stoją ogólnopolskie ciała etyczne m.in. Zespół do Spraw Etyki w Nauce MNiI (http://www.mnii.gov.pl/mnii/index.jsp?place=Menu08&news_cat_id=453&layout=2).

Niektóre uczelnie mają swoje własne kodeksy etyczne, komisje etyczne czy dyscyplinarne. Dodatkowo na uczelni, na której zatrudniony był J. Trojan opracowano Akademicki Kodeks Wartości http://www.uj.edu.pl/uniwersytet/wladze/kodeks.pdf do lojalnej akceptacji przez jej pracowników a Konferencja najbardziej szacownych Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) w ubiegłym roku ogłosiła walkę z patologiami http://www.krasp.org.pl/dok/dok/uchwala58.html 

Niestety w praktyce nie wygląda to najlepiej. Liczne afery uczelniane, z których tylko niektóre są ujawniane w mediach, nie budzą większego zainteresowania ani komisji etycznych, ani rektorów. Zdarza się, wcale nie tak rzadko, że i rektorzy są zamieszani w afery a mimo to pełnią funkcje rektorskie bez przeszkód i nadal są wybierani na kolejne kadencje. Natomiast ujawniający afery są obiektem ataków ze strony rzekomo walczących z patologiami decydentów nauki polskiej. Taki jest bowiem system nauki polskiej- przyjazny nieuczciwym, nieprzyjazny - uczciwym.

Trudno się oprzeć porównaniom sfery nauki do świata polityki. Afery z udziałem polityków, ich tajemnicze powiązania, ujawniane są często przez media a politycy nie cieszą się zaufaniem społecznym. Liczba ujawnianych afer, powiązań, rośnie wraz ze zbliżającymi się wyborami bo opozycja chce zająć miejsce dotychczasowych aferzystów i przejąć pałeczkę. Na ogół ją przejmuje wraz z nowymi aferami. Liczący się politycy posiadają jednak immunitet, który pozwala im uniknąć wielu przykrości mimo łamania prawa, ale trzeba pamiętać, że immunitet nie jest dożywotni.

Inaczej jest w środowisku akademickim posiadającym wielką autonomię, o której dalsze poszerzenie rektorzy walczą heroicznie. Nie bez przyczyny - im wyższa pozycja w hierarchii tym większa autonomia, a przy tym w praktyce dożywotnia. Opozycji akademickiej nie ma, a jak kto przekręt ujawni to zniknie ze środowiska. W przeciwieństwie do polityków rektorzy mają zaufanie społeczne i media rzadko ujawniają ich niegodne poczynania, więc nie zanosi się aby kryzys moralny środowiska akademickiego miał się ku końcowi, choć dla społeczeństwa nie jest mniej szkodliwy od kryzysu świata polityków.

Dr Trojan mutacją dr Elefanta ?

Kilka lat temu Paweł Huelle w książce 'Mercedes -benz', (wyd. Znak) opisał przypadek Dr Elefanta - wybitnego przestawiciela świata medycznego, który nieludzko zdzierał od chorych za swoje uslugi i był świetnie ubezpieczony na wszelkie okoliczności jako jednoczesny filantrop. Najlepiej to ilustruje fragment: 'ludzie w rodzaju doktora Elefanta są w niej powszechnie szanowani, podaje im się rękę, gratuluje habilitacji, składa imieninowe życzenia, przesyła listy pełne szacunku, przydziela rektorskie nagrody, a wszystko to mimo powszechnej znajomości jego metod.- Mam nadzieję., że piekło go pochłonie - piekło - zaśmiała się z niedowierzaniem - tacy jak on są ubezpieczeni na wszystkie sposoby, czy pan wie, że doktor Elefant co dziesiątą operację wykonuje za darmo i nazywa to funduszem świętego Antoniego.'

Opis nieetycznych działań dr Elefanta był tak sugestywny, że wzbudził zainteresowanie nawet prokuratury. Ta jednak wkrótce dała za wygraną, bo opis mógł się odnosić nie do konkretnego medyka, lecz do wielu o podobnych parametrach. Zdawano sobie sprawę z rozmiarów patologii ! ale nie podjęto działań na rzecz zmiany systemu, który by takie przypadki eliminował. Nie potrzeba było czekać wielu lat aby został zidentyfikowany już konkretny i opisany z imienia i nazwiska przypadek, który będzie można pełniej rozpoznać, zbadać i ewentualnie usunąć. Ale przecież nawet ewentualne usunięcie pojedynczego 'wirusa' nie spowoduje naprawy nauki polskiej !

Nauka w Polsce jest zawirusowana

Mamy coraz więcej użytkowników komputerów i internetu stąd może porównanie ze światem komputerów łatwiej wyjaśni problemy nauki polskiej, o której można mówić, że jest zawirusowana. Użytkownicy komputerów podłączonych do sieci internetowych wiedzą, że z wirusami trzeba walczyć - najlepiej systemowo. Systemy Windows 95 i 98 nie mają dobrych zabezpieczeń i łatwo je zawirusować, konie trojańskie łatwo wnikają do systemu.

Aby usunąć trojana, należy sprawdzić system przy pomocy uaktualnionego programu antywirusowego a następnie skasować wszystkie wykryte przez aplikację kopie. To sposób czasochłonny, wymagający pewnej znajmości rzeczy. Stosowanie tych systemów, bez dodatkowych instalacji, grozi narażeniem zasobów komputera na straty, a czasem na unieruchomienie systemu w wyniku ataku wirusów. Natomiast nowszy system - Windows XP ma zaporę ogniową (firewall), która ogranicza ataki z zewnątrz. System jest bardziej stabilny, bardziej odporny na zawirusowanie. Za jeszcze lepszy uważany jest system Linuxa, ale ten jest przeznaczony dla bardziej sprawnych informatycznie.

Można ocenić, że nauka polska jest raczej na poziomie systemu Windows 95 czy 98, w praktyce niemal bezbronna przed atakami coraz to nowych 'wirusów'. Nie ma zapory ogniowej, która by spełniała rolę anioła stróża. Zainstalowane w nauce polskiej 'programy antywirusowe' w postaci zasad i kodeksów etycznych nie są skuteczne, gdyż wielu 'wirusów' nie są w stanie rozpoznać, a tym bardziej zliwidować. Zbombardowane wirusami komputery nie zawsze da się ponownie uruchomić - trzeba je oddawać do serwisu.

Do naprawy nauki polskiej do tej pory nie uruchomiono skutecznych serwisów. Komisje etyczne takimi serwisami nie są. Rzadko są skłonne do działań mających na celu rozpoznanie 'wirusa', nie mówiąc już o jego unieszkodliwieniu. Trzeba by zmienić system, tak aby nauka w Polsce była bardziej efektywna.

Na szybkie wprowadzenie systemu anglosaskiego w nauce nie jesteśmy jeszcze przygotowani - przynajmniej mentalnie, ale przestawienie się na system proponowany przez Komisję Europejską w ostatnio opracowanej Europejskiej Karcie Naukowca (http://europa.eu.int/eracareers/pdf/C(2005)576%20PL.pdf) byłoby już sporym krokiem w dobrym kierunku. Ta Karta wprowadza wiele rozwiązań systemowych, które winny skutkować ograniczeniem patologii. Są to m.in.: otwartość konkursów na obsadzanie etatów akademickich, jawność dorobku naukowego, mobilność kadr akademickich, rozwiązywanie problemów za pomocą mediatora akademickiego.

To trochę tak jakby nam zalecano przestawienie się z Systemu Windows 98 na Windows XP. Powinniśmy się tak przestawić, aby nie pozostać na peryferiach unijnych.

Józef Wieczorek

Tekst nie mógł się ukazać na 'papierze' m.in. w Forum Akademickim ale ukazał się bez cenzury w tygodniku Najwyższy Czas nr. 29-30, z datą 16-23 lipca 2005 r.)




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=105