www.nfa.pl/

:: Polska nauka potrzebuje prawdziwych reform
Artykuł dodany przez: nfa (2005-06-24 02:28:44)


Andrzej Jajszczyk, Józef Kalisz, Wojciech Z. Misiołek, Witold Pałosz

Polska nauka potrzebuje prawdziwych reform


Kiepski stan polskiej nauki jest dobrze zilustrowany odległą pozycją Polski w międzynarodowym zestawieniu najczęściej cytowanych naukowców (http://hcr3.isiknowledge.com/formBrowse.cgi). W tym doborowym towarzystwie jest tylko dwóch polskich naukowców. Dla porównania: Dania ma ich 28, Izrael – 40, Włochy – 53, Holandia – 72, Niemcy – 206, Anglia – 342 i USA – 3371.

Nakłady na naukę

Biorąc pod uwagę wskaźniki statystyczne OECD (Organisation for Economic Co-operation and Development) za rok 2003, finansowanie nauki w Polsce wypada fatalnie. Łączne roczne nakłady B+R na osobę wynoszą w dolarach: w Finlandii – 937, we Francji – 629, w Czechach – 212, a w Polsce – 63 (!). Ponadto stosunek nakładów rządowych do biznesowych jest w Polsce równy ok. 2, czyli odwrotnie niż w podanych poprzednio krajach (odpowiednio 0,4 – 0,7 – 0,8). Wnioski:
1)trzeba stworzyć radykalne zachęty prawne i finansowe, aby zintensyfikować rozwój innowacji i zwiększyć zaangażowanie przemysłu w finansowanie B+R;
2)Polska jest krajem biednym, ale przecież nie aż tak, aby do tego stopnia zaniedbywać finansowanie B+R. Np. według danych z 2003 roku, finansowanie rządowe B+R wynosi w Czechach rocznie $89 na osobę, a w Polsce zaledwie $38.
3)Potrzebne są określone priorytety strategiczne, wynikające z jasno sformułowanej polityki naukowej i innowacyjnej państwa.

Kadra naukowa

Ciężką chorobą polskiej nauki jest nagminnie spotykane pozoranctwo naukowe. Nierzadko bowiem stopnie i tytuły naukowe oraz stanowiska kierownicze w nauce nie mają umocowania w wartościowym dorobku naukowym ich posiadaczy.
Pierwszym krokiem na drodze uzdrowienia tej sytuacji powinna być jawność dorobku naukowego polskich naukowców, co dotyczy zwłaszcza publikacji w prestiżowych, międzynarodowych czasopismach naukowych (z tzw. Listy Filadelfijskiej) i ich cytowań. Dostęp do tych i wielu innych ważnych informacji naukowych umożliwia internetowa platforma informatyczna „Sieć wiedzy” (ISI Web of Knowledge, www.isiwebofknowledge.com). Ministerstwo Nauki i Informatyzacji powinno priorytetowo zakupić zbiorową licencję na dostęp do tej platformy zarówno dla siebie (gdyż MNiI też jej nie ma!), jak i dla wszystkich uczelni publicznych w Polsce, podobnie jak to zrobiła Hiszpania (www.thomsonisi.com).
W portalu internetowym nauki polskiej (http://nauka-polska.pl) warto utworzyć elektroniczne formularze indywidualnego dorobku naukowego dla wszystkich dziedzin nauki i udostępnić je do wypełnienia (przez Internet) wszystkim polskim pracownikom naukowym w kraju i za granicą. Uzyskane dane można by umieszczać w ogólnodostępnej bazie danych „Ludzie nauki”, co stanowiłoby ogromną pomoc przy podejmowaniu wszelkich decyzji personalnych w aspekcie naukowym. W oparciu o taką bazę i jasne kryteria można by również opracować zautomatyzowany system ewaluacji dorobku naukowego. Kryteria takie nie mogą być identyczne przy ocenie dorobku naukowców z różnych dyscyplin i dziedzin. Natomiast można w ten sposób uzyskać bardzo potrzebne oceny porównawcze w obrębie każdej dziedziny i dyscypliny z osobna.
Kompleksowa ocena naukowców powinna również uwzględniać inne formy działalności związane z nauką, takie jak działalność dydaktyczna, osiągnięcia patentowe, współpraca z przemysłem i innymi jednostkami naukowymi, mobilność zatrudnienia, a także umiejętność kierowania zespołem i zdobywania środków finansowych na jego działalność i rozwój. Odpowiada to zaleceniom zawartym w Europejskiej Karcie Naukowca, przyjętej przez Komisję Europejską 11 marca 2005.

Tytuły profesorskie i habilitacje

Trzeba ustawowo zrezygnować z nadawania dożywotnich „belwederskich” tytułów profesorskich oraz habilitacji. Wtedy Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów naukowych także straci rację bytu. Są to przestarzałe i absolutnie zbędne procedury, nie stosowane ani w innych krajach UE ani w USA. Co prawda habilitacja istnieje jeszcze w niektórych krajach europejskich, ale jej praktyczne znaczenie jest marginalne. Pracownicy naukowi powinni być powoływani na stanowiska profesorskie w drodze otwartego konkursu i wyłącznie przez uczelnie wyższe.
Należy przywrócić właściwy sens słowu „profesor”, które oznacza nauczyciela. Warkoczyki tytułów („prof.zw.dr hab.inż.”) są zbędne i są już odbierane jako śmieszne i pompatyczne. Wystarczy albo profesor (który rzecz prosta musi mieć doktorat) albo doktor. W Polsce wielu profesorów ma niewiele wspólnego z nauczaniem, co stanowi zjawisko dziwaczne. Bycie profesorem powinno oznaczać tylko pewien etap kariery zawodowej. Należy - wzorem amerykańskim - wprowadzić trzy rodzaje stanowisk profesorskich, dostępnych dla osób ze stopniem doktora.
Aby uniknąć masowego powoływania profesorów, wystarczy wprowadzić stosowne kryteria w postaci rozporządzenia do ustawy. Profesorowie (zwłaszcza o najwyższej randze) powinni mieć wyraźny dorobek naukowy i uznanie w skali międzynarodowej. Na przykład, w konkursie na stanowisko profesora zwyczajnego, kandydat powinien się wykazać nie tylko znaczącym dorobkiem naukowym, lecz także uzyskać pozytywne rekomendacje od co najmniej dwóch profesorów z uczelni zagranicznych (szczególnie w dziedzinach międzynarodowych, jak nauki ścisłe).
Habilitacje stanowią historyczny przeżytek i niepotrzebnie wydłużają dojście do samodzielności naukowej. Czasami rozprawa habilitacyjna jest „monografią” wydaną przez oficynę uczelnianą i w znacznej mierze skompilowaną z obcych źródeł, w której trudno jest dopatrzyć się „znacznego wkładu autora w rozwój określonej dyscypliny naukowej”, wymaganego ustawą. Nierzadko osiągnięcia opisywane w rozprawach habilitacyjnych nie nadają się do publikacji w prestiżowych czasopismach naukowych, dorobek naukowy jest naciągany, a recenzje od zaprzyjaźnionych recenzentów są rytualnie pochwalne. Jak pokazuje praktyka, habilitacja nie stanowi przeszkody dla krzewienia się naukowego pozoranctwa.
Zwolennicy utrzymania habilitacji twierdzą, że konieczne jest „sito” do wyselekcjonowania „prawdziwie wartościowych” naukowców. A przecież powszechnie wiadomo, że oka tego „sita” są w praktyce niezwykle rozciągliwe. Sam dorobek powinien być wystarczający jako podstawa do zatrudnienia na wyższym stanowisku, jeśli kandydat spełnia stosowne kryteria awansowe. Jawność i wartość dorobku naukowego oraz przejrzystość procedur zatrudniania (konkursy) i awansów to najbardziej efektywne i merytoryczne sito kwalifikacyjne.
Trzeba również rozważyć wprowadzenie ustawowego warunku, aby uzyskanie stopnia doktorskiego było uzależnione od posiadania pewnego minimum dorobku publikacyjnego w renomowanych czasopismach naukowych.

Polityka płacowa

Kolejnym hamulcem w możliwości kształtowania zespołów badawczych na najwyższym światowym poziomie jest istniejące w Polsce słabe zróżnicowanie płac. Pensje profesorów są bardzo zbliżone, w ramach ustawowych widełek, niezależnie od rynkowej wartości danej osoby. Światowa sława w bardzo poszukiwanej dziedzinie zarabia tyle samo co przeciętniak pracujący w dyscyplinie, w której jest nadmiar specjalistów. Utrudnia to, na uczelniach z ambicjami, tworzenie zespołów podejmujących na przykład nowe kierunki badań, przez ściągnięcie sław, zarówno z innych uczelni krajowych, jak i z zagranicy, co jest normalną praktyką w krajach, które osiągają największe sukcesy w nauce. Nawet w ramach tej samej dyscypliny, naukowcy o najlepszych osiągnięciach powinni mieć zdecydowanie wyższy poziom uposażenia niż pozostali. Pracownicy naukowi bez wyraźnego dorobku powinni być wynagradzani według niskich stawek bazowych. Osoby bez postępów w swojej pozycji rankingowej nie powinny uzyskiwać awansów i podwyżek, co w skrajnym przypadku musi prowadzić do zwolnienia z pracy, czyli do naturalnej i koniecznej selekcji kadr naukowych. Polityka płac powinna być realizowana całkowicie autonomicznie wewnątrz uczelni. Ministerialne „widełki płacowe” są zbędne.
Uposażenie musi być na takim poziomie finansowym, aby pracownicy naukowi byli zatrudnieni tylko w jednej uczelni. Również minima kadrowe, obowiązujące dla uzyskania pożądanego statusu uczelni, powinny obowiązywać w odniesieniu do nauczycieli akademickich, pracujących wyłącznie w jednej uczelni. Zlikwiduje to kuriozalną sytuację pracowania na kilku etatach w różnych jednostkach naukowych. W Stanach Zjednoczonych dominuje zasada, że kadra naukowo-dydaktyczna jest opłacana z budżetu uniwersytetu tylko przez dziewięć miesięcy w roku, pozwalając w okresie letnim na uzyskanie ok. 30% dochodu dziewięciomiesięcznego z dodatkowych wykładów lub projektów naukowych prowadzonych w ramach uniwersytetu. Tym sposobem każdy jest zainteresowany w pozyskaniu środków finansowych, które są wydawane nie tylko na doktorantów i eksperymenty naukowe, ale również na płace dla prowadzących badania naukowców. Wprowadzenie takich mechanizmów samoregulujących przyczyni się istotnie do zainteresowania młodych ludzi o najlepszych predyspozycjach karierą nauczyciela akademickiego i naukowca.

Prawo o szkolnictwie wyższym

Jak się ma uchwalona 3 czerwca b.r. przez Sejm ustawa („prawo”) o szkolnictwie wyższym do wyzwań stojących przed polską nauką? Przede wszystkim jest ona patologicznie rozdęta (114 stron) i oparta na biurokratycznym schemacie szczegółowego zarządzania i kontroli przez Ministerstwo. Słowa „minister” i „ministrowie” pojawiają się w tekście - w różnych odmianach – 259 razy, tak że projekt ten bardziej przypomina regulamin Ministerstwa niż dokument sejmowy. Odnośników do rozporządzeń jest 36, czyli należy się spodziewać - po przeforsowaniu tej ustawy w Senacie - dalszych licznych dokumentów w podobnym stylu. Nie ma natomiast żadnej wzmianki o procesie bolońskim, punktacji ECTS, Europejskiej Karcie Naukowca i ocenie nauczycieli akademickich przez studentów. Nie ma mediatora akademickiego, ułatwiającego rozwiązywanie konfliktów ze studentami i nauczycielami akademickimi. Współpraca zagraniczna ma być przykryta szczelną czapą Ministerstwa. O Unii Europejskiej wspomina się tylko dwukrotnie, przy okazji kształcenia cudzoziemców. Nie ma nic na temat mobbingu, braku dyskryminacji przy zatrudnianiu i przyjmowaniu na studia, oraz mobilności pracowników naukowych. Efektem braku mobilności na polskich uczelniach są niezdrowe układy personalne i wzajemne zobowiązania osób, których nie tylko studia, ale i cała kariera zawodowa ograniczają się do jednej uczelni.
Istotną wadą omawianej ustawy jest sztywne zdefiniowanie modelu uczelni wyższej. Utrudni to powstawanie uczelni nietypowych, innowacyjnych, otwierających się na nowe wyzwania. Autorzy ustawy zdają się również nie zauważać rozwoju kształcenia na odległość, w szczególności za pośrednictwem Internetu. Taki rodzaj studiowania, szczególnie przy kształceniu ustawicznym, odgrywa coraz większą rolę w krajach najbardziej rozwiniętych.
Należy również zmienić zasady zarządzania uczelniami państwowymi. Trzeba rozdzielić stanowiska rektorów (jako przedstawicieli świata akademickiego uczelni) i menedżerów (np. z tytułem kanclerza) zarządzających skomplikowanym przedsiębiorstwem jakim jest na ogół uczelnia wyższa. Taki podział istnieje już w USA i w Polsce na wielu uczelniach prywatnych. Kanclerz powinien być wybierany w jawnym i otwartym konkursie oraz zatwierdzany przez odpowiednio skonstruowany organ związany z daną uczelnią. W przypadku uczelni prywatnych są w nim po prostu przedstawiciele właścicieli. W uczelniach państwowych organ taki musiałby odpowiednio reprezentować interesy państwa, lokalnego samorządu, a także sponsorów i organizacje wspierające (czyli coś w rodzaju rady nadzorczej). Taki organ tworzyłby strategię rozwoju uczelni i decydowałby o większych inwestycjach. Rektorzy, wybierani bezpośrednio przez wszystkich pracowników naukowo-dydaktycznych uczelni, mieliby za zadanie reprezentowanie uczelni, nadzorowaliby funkcjonowanie życia akademickiego (np. nadawanie stopni doktora), odpowiadali za nadawanie stopni doktora honoris causa itp. Słowo „kanclerz” pojawia się, co prawda, w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym, ale oznacza tam jedynie inną nazwę dotychczasowego dyrektora administracyjnego.
Wniosek: zamiast uchwalonej przez Sejm kulawej ustawy należy opracować w innym stylu całkowicie nową, szeroko skonsultowaną i jednolitą ustawę o szkolnictwie wyższym i stopniach naukowych.

Andrzej Jajszczyk (profesor telekomunikacji w AGH, Kraków)
Józef Kalisz (profesor elektroniki w WAT, Warszawa)
Wojciech Z. Misiołek (profesor inżynierii materiałowej w Lehigh University, Bethlehem, USA)
Witold Pałosz (doktor fizyki w NASA/Marshall Space Flight Center, Huntsville, USA)


To jest pełna, pierwotna wersja tekstu opublikowanego po zmianach ' na papierze':
J. Kalisz, A. Jajszczyk: Dość naukowego pozoranctwa, Rzeczpospolita, 22.06.05, Nr 149



adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=108