www.nfa.pl/

:: W kolejce po tytuł (2)
Artykuł dodany przez: nfa (2006-07-14 07:16:04)

Piotr Jaroszyński

W kolejce po tytuł (2)


Do istoty totalitaryzmu należy to, że dąży do coraz pełniejszej kontroli swoich obywateli. Wśród różnych sfer życia publicznego niektóre mają wymiar strategiczny. Do nich należy prawo i sądownictwo, media i dziennikarze, edukacja i nauka. Lata stalinowskie ukazują w sposób niezwykle przejrzysty, do jakiego stopnia prawo może legalizować zło, a prawnicy mogą złu służyć wydając, „w majestacie” państwa, niesprawiedliwe, a wręcz zbrodnicze wyroki. Lata stanu wojennego, to okres „wzorcowej” wręcz propagandy szerzonej przez masowe media, gdy kłamstwo lub manipulowanie prawdą były na porządku dziennym, a dziennikarze kłamali patrząc prosto w oczy. A co działo się z nauką? Ten temat jakoś zniknął z pola widzenia.
Nauka obejmuje z jednej strony edukację, gdy skierowana jest na upowszechnianie wiedzy wśród młodych pokoleń, z drugiej zaś na specjalizację, gdy formuje tzw. fachowców. Wśród tych ostatnich są nie tylko lekarze czy inżynierowie, ale również ludzie, których zawód związany jest z uprawianiem samej nauki na wyższych uczelniach, a więc naukowcy. Czy można sobie wyobrazić, aby w PRL-u, który był państwem totalitarnym, nauka i naukowcy byli pozostawieni sami sobie? Jest to mało prawdopodobne.
Wielu naukowców było członkami PZPR, a więc wprost podpisywało się pod pewną ideologią i włączało w określoną linię polityczną reprezentowaną przez partię. Ale lata 70. i 80. to również okres intensywnego pozyskiwania tajnych współpracowników „na terenie ośrodków akademickich”, którym taka współpraca ułatwiała karierę zawodową (wywiad z prof. Mirosławem Piotrowskim, „Nasz Dziennik”, 22-23.04.2006). Nauka polska była mocno czerwona. A może jeszcze jest? Przecież w Polsce nie było ani dekomunizacji, ani też pełnej lustracji.
W czasach PRL-u kluczową rolę w zatwierdzaniu stopni tytułów naukowych odgrywała Centralna Komisja Kwalifikacyjna (zwana w skrócie ckk). Przed tą komisją wszyscy ubiegający się o stopień lub tytuł naukowy po prostu drżeli, zwłaszcza gdy chodziło o habilitację lub profesurę. Dlaczego?

Dlatego że dopiero na poziomie habilitacji można było mówić o naukowej samodzielności, którą przecież każdy naukowiec pragnął osiągnąć.
Pracę magisterską pisze się kilka miesięcy, pracę doktorską kilka lat (w humanistyce co najmniej 4), a rozprawę habilitacyjną pisze się często nawet lat kilkanaście. Ta ostatnia wymaga więc i czasu, i samozaparcia, i samopoświęcenia, zważywszy, że uposażenie naukowców w Polsce było zazwyczaj marne. Rozprawa habilitacyjna jest recenzowana przez 3 samodzielnych pracowników naukowych (czyli doktorów habilitowanych lub profesorów reprezentujących dziedzinę, której rozprawa dotyczy), z których jeden pochodzi z macierzystej uczelni, a dwóch z innych ośrodków akademickich. Kolokwium habilitacyjne odbywa się na Radzie Wydziału, która składa się z kilkudziesięciu samodzielnych pracowników naukowych, również związanych z daną dziedziną wiedzy. Jeśli kolokwium przebiegło pomyślnie, to (jeszcze do zeszłego roku!), ostateczny werdykt należał do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, przemianowanej w r. 1990 na Centralną Komisję. I tu otwierało się bardzo ciekawe pole manewru, jakie mogła stosować Komisja.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której Centralna Komisja odrzuca wniosek Rady Wydziału o zatwierdzenie stopnia naukowego doktora habilitowanego kandydata X. Środowisko i kandydat są oczywiście zaskoczeni i oburzeni. Postanawiają się odwołać. Najpierw do samej Komisji. Po pół roku nadchodzi pismo, w którym Komisja stwierdza, że podtrzymuje swoją negatywną decyzję. Co pozostaje? Zwrócić się do sądu. Takie sprawy rozpatrywane są przez sąd administracyjny. A więc zwracamy się do sądu administracyjnego. Do zeszłego roku był to od razu Naczelny Sąd Administracyjny (NSA). Mam tu przed sobą taką sprawą zamieszczoną w materiałach LEX (nr 81761). NSA wydało wyrok po prawie 4 latach! podtrzymując decyzję CK. A więc wyobraźmy sobie, ile lat trwało przygotowanie rozprawy habilitacyjnej, i ile czasu zajmuje oczekiwanie na definitywne stwierdzenie, że rozprawa habilitacyjna została odrzucona.
Ale jest jeszcze ciekawszy przypadek. Otóż, kandydat na doktora habilitowanego przekonany był, że wygrał z CK, ponieważ Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrzył jego skargę pozytywnie (LEX, 54203). Nic podobnego! Ostatecznie bowiem CK nie zgodziła się z decyzją Sądu i wniosek odrzuciła. Od momentu złożenia wniosku o zatwierdzenie przez Radę Wydziału do definitywnego odrzucenia minęły ponad 4 lata!
Gra na czas i metody są takie, że negatywnie oceniony przez CK kandydat jest praktycznie bezsilny. Kto o tym wie, siedzi cicho i czeka na kolejne podejście. Kto o tym nie wie, próbuje walczyć, przez co jeszcze bardziej się pogrąża. Widać to po lekturze dziesiątków takich spraw, widać te metody, widać mechanizm, widać, jak zaprojektowany w PRL-u model generowania kadr akademickich wcale się nie skończył.

Piotr Jaroszyński, profesor KUL

Tekst opublikowany wcześniej na łamach tygodnika NASZA POLSKA, zamieszczony na NFA za zgodą autora






adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=272