|
|||
:: Czy to aby UNIWERSYTET? Własna próba odpowiedzi w oparciu o wieloletnie indywidualne obserwacje praktyczne Artykuł dodany przez: nfa (2007-09-03 16:25:52) Marian Kuraś Czy to aby UNIWERSYTET ? Własna próba odpowiedzi w oparciu o wieloletnie indywidualne obserwacje praktyczne Po wielu wahaniach zdecydowałem się zrekapitulować swe peregrynacje w kotlinie nauki, do której przed laty trafiłem po doświadczeniach w tzw. praktyce gospodarczej. Owa wycieczka zajęła mi całe prawie życie zawodowe a zakończyła się moją kompletną przegraną – szczęśliwie nie katastrofą. Słowem, mieli rację koledzy – sceptycy mówiący: dopóki trwa ‘socjalizm,’ uczelnia nie może zmienić się, a jak uczelnia nie ulegnie transformacji, zmieniać będzie się z oporami i bardzo powoli cała rzeczywistość wokół. Na wstępie napiszę, że nie jestem habilitowany – nie dlatego, że nie jestem predestynowany: rozumienie i inklinacje do pracy badawczej, IQ 158 i w dorobku (ponad 400 publikacji) oraz niegasnący zapał skutecznie przez lata instytucjonalnie wygaszany. Moja decyzja o niepodejmowaniu pracy habilitacyjnej była świadoma i rozmyślna. Po pierwsze nikt nie był w stanie (przez +25 lat) wyjaśnić mi, co słowo to oznacza (habilis – zdatny, nadający się? koszerny?). Po drugie: nie rozumiem, w jaki sposób można ocenić predyspozycje badacza do uczenia w oparciu o przyjętą procedurę. Nie nauczania, bo to nic nie oznacza. Nauczać – (głosić wiedzę objawioną) mógł Chrystus, Mahomet, Arsenio (NBC) i każdy, kto nie jest w stanie zweryfikować empirycznie swych umiejętności (na własną odpowiedzialność). Po któreś kolejne, nie chciałem nigdy i pod żadnym pretekstem zasiadać w gremium ‘upoważnionym’ do rozstrzygającego głosowania nad programem uczenia w oparciu o szczątkowe i hasłowe dane mające prezentować dziedzinę, której nie znam. Tak właśnie działają rady wydziałów zgodnie z prawem szczegółowym ale nieskładnym i bezcelowym -- nieskutecznym. Uczelnia, w której pracowałem jest zupełnie niezorganizowana, mimo że w powszechnej opinii powinna być wzorcem dobrej organizacji, bo w tym kierunku kształci (raczej ‘naucza’) watahy adeptów. Dodam do tego, że kształci w oparciu o nader oryginalny program dla kierunku będącego mechanicznym złożeniem dwu specjalności. Program nie odpowiada regułom sztuki tworzenia programów edukacyjnych, jednakowoż uzyskał akredytację(?). Z pewnością nie uzyskałby akredytacji przez żadną z międzynarodowych organizacji, mimo że dominująca specjalność (której jestem absolwentem) reprezentuje bardzo wysoki poziom. Kolejną wartą odnotowania okolicznością jest funkcjonowanie katedry / zakładu naukowego jako uczelnianej jednostki organizacyjnej. Jeśli sądzić w oparciu o przepisy prawa taka jednostka organizuje procesy badawcze i uczenia. Tymczasem od wielu lat w ‘zespole’ pojawiają się co rusz to nowi ludzie, którzy nie wiadomo, jakie mają przygotowanie. ‘Zespół’ tak złożony nie ma na dodatek jasno określonego celu badawczego, jego członkowie dostają formułowane ad hoc zadania dydaktyczne a poza tym nie odbywają się zebrania naukowe ani organizacyjne (sic!). Krótko ujmując, w oparciu o moje własne aktywne obserwacje mogę stwierdzić, co następuje - zespoły quasi naukowe (z nominacji): 1. bywają humbugami ukierunkowanymi na markowanie nauki i jako naukawe (OK.) są finansowane z budżetu nauki, a subsydia spożytkowują według własnego uznania, zaś wszystko to dzieje się za fasadami instytucji naukawych (wyglądających jak naukowe), 2. nie rozumieją często – gęsto idei pracy badawczej angażując i aranżując jednak cały dostępny naukowy sztafaż, 3. badania prowadzą w warunkach braku komunikacji między uczestnikami (np. nie organizując przez lata zebrań naukowych badaczy), 4. publikują wyniki tak prowadzonych badań w cyklu urągającym godności (chociaż wciąż poniżej pięciu lat), mimo że żyjemy w wieku informacji, 5. uczą garnących się adeptów w oparciu o archaiczne (często niekompetentne mimo pozytywnych opinii komisji profesorskich) programy, 6. na domiar złego czynią to w sposób kompletnie niezorganizowany (formalnie OK.), 7. funkcyjni pracownicy tych jednostek naukawych (OK.) nie mają pojęcia o ‘zarządzaniu m.in. personelem’ i czynią to w ramach dokształcania i na ryzyko swoich podwładnych, czyli obsady (wyposażenia: asystentów, szaf, biurek, komputerów i itp.), 8. nie potrafią zarządzać nawet podłym (przepraszam) urzędem podłej gminy (przepraszam) a co dopiero instytucją edukacyjną rangi uniwersytetu tak jak nie rozumieją, pojęcia / słowa zarządzać (manage, gerer), 9. nie dorosły i nie rozumieją roli i znaczenia uniwersytetu jako instytucji o wysokiej randze społecznej, 10. dziś wciąż nie rozumieją istoty otwartości ani cywilizacji informacyjnej ‘nauczając’ tego czegoś i wcale tego nie uczą się, 11. itd. itp. ...... Zgadzam się z wątpliwościami zamieszczonymi w artykule p. P.Jaroszyńskiego Czy to aby uniwersytet? http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=419 i odpowiadam: z pewnością NIE UNIWERSYTET. To высшее учебное заведене (sorry for my Russian) ale NIE UNIWERSYTET. Należy jednak pamiętać, że UNIWERSITAS NON DELINQUIT, a więc jeśli wszystkie instytucje szkołowyższe nazwą się uniwersytetami, nie ma w tym żadnej ich przewiny. Czy zatem finis universitas? Z pewnością nie, ale doświadczamy żywotnego kryzysu uniwersytetu, ale jego idea broni się i wybroni skutecznie. Wielka Karta Uniwersytetów zupełnie nie przystaje (a może na odwrót) do ustroju wielu uczelni w naszym pięknym kraju i nie ma co udawać, że one stają się instytucjami europejskimi. Te, które chcą i potrafią, muszą wymagany poziom osiągnąć. Inaczej nie ma sensu nawet udawać, że coś się czyni w tym kierunku. Pogodzenie ustawy o szkolnictwie wyższym w zastanych warunkach społecznych z WKU może doprowadzić do eksplozji ‘finezyjnej‘ konstrukcji systemu prawnego uniwersytetu. Elitarna instytucja, jak ją postrzegałem przez lata, uniwersytet, okazuje się niekiedy zwykłym podłym zakładem pracy. Taki zakład pracy nie dość, że marnuje wartości tworzone przez intelekt jego personelu, ale jeszcze zniechęca i temperuje jego rozwój miast stymulować go. Wybaczcie, mili Czytelnicy, moje zionące z tekstu zgorzknienie. Praca w takiej instytucji przez całe zawodowe życie zakończona inwalidztwem nie upoważnia mnie do bardziej łaskawego konkludowania poczynionych w toku lat (40) obserwacji kadencji, ustaw i garniturów władz. Jeśli ktoś byłby zainteresowany szczegółowymi uzasadnieniami i rozwinięciem przedstawionych konkluzji, jestem przygotowany do wskazania ‘krynicy najprowdziwsej prowdy’ oraz podzielenia się detalami procesów, z którymi przyszło mi zapoznać się ku mojemu bezgranicznemu i nieustającemu zadziwieniu.
adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=422 |