www.nfa.pl/

:: Nie on ukradł a jemu ukradli...
Artykuł dodany przez: nfa (2008-06-12 11:53:32)


Tomasz Barbaszewski

Nie on ukradł – a jemu ukradli...


Jak sama nazwa wskazuje Uczelnia ma uczyć...

Wydaje się to oczywiste, ale jaka jest rzeczywistość? Sprawa dydaktyki jest stosunkowo rzadko poruszana – tak jakby nie miało to większego znaczenia. Lista filadelfijska, cytaty, ocena dorobku (przez kogo?) oto najważniejsze problemy. A tymczasem:

 

Na bloczku o promieniu R i momencie bezwładności I nawinięto sznurek, na którym wisi ciężarek...”

„W naczyniu z tłokiem o początkowej objętości Vo znajduje się gaz doskonały...”

„Do bateryjki podłączono żaróweczkę i stwierdzono, że przepływa przez nią prąd o natężeniu Io...”

Czy to fragmenty zadań z fizyki z gimnazjum? A może z liceum? NIE – to zadania dla studentów I i II roku „wiodącej” uczelni technicznej, która pewnie zostanie zaliczona do „flagowych”!!! Rany Julek – dobrze, że nie jestem studentem, bobym się na śmierć zanudził – tym bardziej, że zadania nie zmieniają się od lat i „gotowców” z rozwiązaniami dostatek.

Czy naprawdę Panowie Dydaktycy wierzycie, że takie problemy zachęcą do zdobywania wiedzy współczesnego dwudziestolatka, który ma do dyspozycji „neta”? A jak wygląda program laboratorium? Dalej nieśmiertelne pomiary wydłużenia obciążanych sprężynek za pomocą linijki...

Może powodem jest brak kadry? Ale skąd! W samym Krakowie mamy co najmniej CZTERY WYDZIAŁY kształcące fizyków! I nic to, że mają one kłopoty z naborem studentów! A potem trzeba gdzieś upychać absolwentów. Do szkół na nauczycieli młodzież się jakoś nie garnie – a więc powstają kolejne „przechowalnie”. Ci, którzy nie załapali się na „chów wsobny” oraz „dynastyczną samoreprodukcję” są umieszczani w takich „przechowalniach”. Najczęściej są sfrustrowani („nie złapali” się do Pierwszej Ligi) – a więc narzekają w swych pokojach na „słabo przygotowanych studentów”. Działalność naukowa w „przechowalni”? No, przecież nie ma warunków. Tak więc utrzymują kontakt z jakimś ośrodkiem mającym prawa do nadawania stopnia doktora (inaczej przecież nawet z „przechowalni” ich wyrzucą). Efekt – w „przechowalni” ich najczęściej (oprócz zajęć i konsultacji) nie ma bo przecież „prowadzą działalność naukową w przodującym ośrodku” (czytaj – starają się uzyskać doktorat, a raczej „wpłynąć na Szefa, aby wypromieniował kwant pracy”). A po doktoracie nic się nie zmienia – bo przecież dla stabilizacji potrzebna jest habilitacja – a dzieci już dorastają!

 

Czy jest więc czas na dydaktykę? Oczywiście, na zajęciach być trzeba. Czasem warto przygotować jakiś skrypcik (policzy się do osiągnięć). Ale więcej? Kiedy? Trzeba przecież spotkać się z opiekunem, przeprowadzić obliczenia lub pomiary – a w „przechowalni” jest to niemożliwe. Dydaktyka jest więc realizowana zgodnie z zasadą „najmniejszego wysiłku”.

Taka praktyka powoduje także, że „przechowalnia” się nie rozwija – bo po pierwsze nie ma tego kto robić (nie ma czasu), a po drugie nie jest to w niczyim interesie! Jeszcze władze „przechowalni” zaczęłyby stawiać jakieś wymagania swym pracownikom!

No tak, ale jak uzasadnić sens istnienia „przechowalni”? Najlepiej powołać WYDZIAŁ i otworzyć nabór na studia. Możliwości jest szereg – fizyka może być techniczna, stosowana, medyczna (z przedrostkiem bio- lub bez niego), budowli itp. Dobrze jest również podkreślić nowoczesność dodając „...i informatyki” - najlepiej stosowanej (bo jeszcze jakiś teoretyk się przyczepi).

A prowadzenie zajęć na poziomie gimnazjum zawsze się uzasadni „no przecież mamy taki słaby materiał ze szkół”!

To nie dzieje się w Uczelniach Prywatnych! Nie da się!

No to kto ma poprzeć te reformy? Nie widzę, nie słyszę!

Tomasz Barbaszewski




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=538