www.nfa.pl/

:: Petryfikacja czy zmiana systemu
Artykuł dodany przez: admin (2004-11-18 20:49:26)

Józef Wieczorek & Cezary Wójcik

Petryfikacja czy zmiana systemu



Stan obecny - stan niepokoju

Nie ulega wątpliwości, że w dzisiejszym świecie sukces gospodarczy danego kraju zależy w większym stopniu od zaawansowanych technologii, a w mniejszym stopniu od wydobycia surowców i produkcji prostych dóbr materialnych. Za sukcesem gospodarczym kryją się badania naukowe i ich umiejętne wdrażanie w przemyśle. Świadomość tego faktu zaczyna docierać do coraz szerszego kręgu obywateli. Jeżeli chcemy, aby nasz kraj był czymś więcej niż drugorzędnym członkiem UE, źródłem taniej siły roboczej i rynkiem zbytu dla przestarzałych technologii, to niezbędne jest odpowiednie inwestowanie w naukę. Jej finansowanie w Polsce znajduje się obecnie na tragicznym poziomie - od wielu lat są to ułamki procenta PKB, co stawia nas na samym końcu krajów UE. Na dodatek, wiele z tych pieniędzy jest niestety marnotrawione, a system organizacji nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce stanowi skansen PRL-u. System ten jest co prawda korzystny dla korporacji profesorów ("belwederskich"), ale nie jest korzystny dla poziomu nauki i edukacji, a co za tym idzie dla - rozwoju gospodarczego Polski.

W systemie edukacji rozpoczęto reformy, ale nie zreformowano głowy, czyli pionu szkolnictwa wyższego i nauki, stąd poprawiła się nieco sytuacja na poziomie przedszkolnym, ale im wyżej, tym gorzej. Mimo braku pieniędzy na naukę, nadal istnieje PAN w postaci niezmienionej zasadniczo od czasów, kiedy powołano ją do życia według narzuconych, sowieckich wzorców. Na istnienie takich rozbudowanych struktur oderwanych niemal całkowicie od szkolnictwa wyższego nie stać nawet bogatych krajów. Dubluje się całą infrastrukturę, biblioteki, drogą aparaturę, która i tak często nie jest wykorzystana. Korporacja profesorów, w niemałej części o miernych kwalifikacjach intelektualnych i moralnych, broni dostępu do stanowisk, aparatury i projektów badawczych.

Liczne rzesze nowych absolwentów ogromnej już liczby szkół wyższych powiększają co prawda statystykę ludzi z wyższym wykształceniem, ale i statystykę bezrobotnych. Coraz powszechniejsze stają się studia doktoranckie, ale poziom doktoratów zdaje się niewiele odbiegać od poziomu dyplomów magisterskich sprzed ćwierć wieku.

Obecne dyplomy magisterskie na ogół niewiele są warte, ponieważ profesorowie rzadko są w stanie wykształcić dobrych absolwentów. Prowadzą niekiedy po kilkaset prac dyplomowych, nie znając nawet ich treści. Prace dyplomowe można zresztą kupić bez problemu za kilkaset złotych. System kształcenia, jak i poziom opiekujących się pracami profesorów jest taki, że niemal nikt tego nie jest w stanie wykryć, a przy tym mało kto tego chce.



Konkursy na obsadzanie etatów akademickich są najczęściej "ustawiane", a kariery od studenta do profesora, a potem nawet dziekana lub rektora, na tej samej uczelni, są wzorcowe dla naszego systemu. Wieloetatowość profesorów ma zapewnić im jedynie lepszy byt materialny, ale jest katastrofalna dla edukacji i poziomu badań naukowych.

W większości są "ustawiane" także konkursy na projekty badawcze, których rezultaty są zresztą niejawne. Finansuje się mgliście zarysowane projekty o nikłych szansach realizacji, a nie konkretne wyniki badań. Aby być finansowanym, trzeba mieć osobowość prawną, ale osobowość naukowa nie jest konieczna. Wykonawcy i recenzenci projektów badawczych stanowią często zamknięte grono popierających się nawzajem osób, niekiedy z jednej rodziny. Finansuje się obecnie wiele oderwanych od nauki, edukacji, jak i gospodarki jednostek badawczo-rozwojowych, ale zarejestrowanie nowej, konkurencyjnej dla już istniejących, placówki naukowej przez zespoły naukowców o dużych osiągnięciach jest praktycznie niemożliwe.

Transformacja ustrojowa prawie zupełnie ominęła środowisko nauki i państwowego szkolnictwa wyższego. W latach stanu wojennego wiele osób o niezależnych poglądach zmuszonych było do odejścia z polskich uczelni, podczas gdy awansowali ludzie usłużni wobec reżimu komunistycznego, selekcjonowani według kryterium "mierni, bierni ale wierni". To oni i ich lojalni wychowankowie stanowią niestety dalej trzon kadr naukowych hamujących rzeczywiste przemiany, które by ten układ mogły naruszyć.

Pomimo tego w Polsce wciąż pracują wybitne osobistości naukowe i dobre grupy badawcze. Niestety, panuje u nas tendencja do równania w dół, zamiast do promowania tych najlepszych. Tendencji tej sprzyja hierarchiczny system tytułów i stanowisk naukowych, w którym o jakości danego uczonego - w oczach zarówno społeczeństwa, jak i władz - nie świadczy jego dorobek mierzony publikacjami w recenzowanych czasopismach zagranicznych i efekty edukacyjne, lecz ilość dożywotnio nadanych tytułów.

Z takim poziomem kadr "naukowych" nasze wejście do Europy będzie tylko pozorne, a trzeba wiedzieć, że inne kraje europejskie, które posiadały system podobny do naszego - jak np. Niemcy - wprowadzają obecnie reformy wzorowane na brytyjskich i amerykańskich rozwiązaniach, gdyż i system panujący w wielu krajach unijnych stanowi hamulec dla rozwoju nauki, pomimo dużo wyższego poziomu jej finansowania.


,

Prezydencki projekt petryfikacji systemu


Niestety brakuje ogólnej przyszłościowej wizji systemu nauki i edukacji w Polsce, a rektorzy nawołujący niekiedy do dyskusji na temat reform nauki i edukacji - na ogół nie chcą dyskutować na szerszym forum, co najwyżej we własnym gronie. Stan nauki i edukacji to problem dotyczący całego społeczeństwa i taki monopol jednej korporacji jest niemożliwy do zaakceptowania. Potrzebna jest ogólnospołeczna debata nad całościową reformą, a nie podawanie wycinkowych rozwiązań do milczącej akceptacji.

Społeczeństwo jest informowane przez korporację profesorów, że w wyniku konieczności dostosowania się do standardów unijnych opracowany został tzw. prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym. A trzeba wiedzieć, że jest to projekt niezgodny z tzw. kartą bolońską (Wielka karta uniwersytetów europejskich - dokument ogłoszony we wrześniu 1988 roku przez rektorów uczelni europejskich i podpisany także przez rektorów uczelni polskich http://www.uni.torun.pl/uczelnia/dokumenty/statut/katra/ bo jest moralnie i intelektualnie uzależniony od czynników politycznych. Zatem ewentualne przyjęcie go w parlamencie może być zaskarżone do Trybunału Europejskiego. Projekt zresztą petryfikuje dotychczasową hierarchię stopni i tytułów naukowych tak odmienną od rozwiązań europejskich i amerykańskich, w tym taki relikt ubiegłej epoki jak habilitacja czy takie kuriozum jak profesor "belwederski". Pozostaje także w tym systemie umocowana przy premierze od czasów komunistycznych Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów. Zwiększona ma być i tak autokratyczna władza rektora oraz utrzymana praktyczna nieusuwalność profesorów "belwederskich" ze stanowisk. Projektowana ustawa nie wymaga od profesorów dalszej efektywnej pracy naukowej, mimo że obecnie należą do rzadkości ci, którzy dalej uprawiają naukę po uzyskanej profesurze. Projekt stanowi zwycięstwo korporacji profesorów dobrze pilnującej swoich interesów. Interesy te zabezpieczają ponadto Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, która nie ma ochoty zajmować się zgłaszanymi patologiami w szkołach wyższych i ponadto Państwowa Komisja Akredytacyjna, której działania - zupełnie inaczej niż w krajach europejskich - nie są do końca jawne. Zapomniano całkiem o potrzebie instytucji mediatora akademickiego, znanego zarówno z USA, jak i z krajów europejskich.

Istnieją co prawda rozbieżności między uczelniami państwowymi i niepaństwowymi, ale niestety rektorzy uczelni niepublicznych walczą głównie o utrwalanie patologii w postaci wieloetatowości profesorów, akceptując inne systemowe mankamenty ustawy. Niedobrze to wróży dla przyszłości nauki i edukacji w Polsce.


,

Czy jest wyjście?


Niewątpliwie konieczne jest przeprowadzenie w Polsce reformy nauki i edukacji w oparciu o gruntowne rozwiązania systemowe. Bez powiązania nauki i edukacji z gospodarką i otwarciem się na sprawdzone rozwiązania zachodnie, nie jest to możliwe. Obecny system nie przystaje do współczesności. Wiąże on ze sobą elementy tradycyjnego, przedwojennego systemu europejskiego z narzuconymi w latach powojennych rozwiązaniami wzorowanymi na modelu sowieckim. Tymczasem sukcesy na polu nauki i szkolnictwa wyższego, a co za tym idzie także sukcesy gospodarcze, odnoszą kraje, w których wprowadzono różne warianty systemu opartego na rzeczywistej konkurencji i współzawodnictwie zarówno na poziomie poszczególnych uczonych, jak i na poziomie uczelni. Współzawodnictwo to wyraża się z jednej strony na wolnym rynku usług edukacyjnych, a z drugiej w otwartych konkursach na projekty badawcze. W systemie takim nie liczą się tytuły przed nazwiskiem, lecz rzeczywisty poziom naukowy, który reprezentuje sobą dana osoba lub zespół badawczy.

Proste skopiowanie wzorców zachodnich nie jest możliwe, gdyż w Polsce państwo jest wciąż praktycznie jedynym sponsorem badań naukowych. Brakuje bowiem w naszym kraju prywatnych fundacji wspomagających naukę, podczas gdy pozostający w obcych rękach przemysł nie jest zainteresowany badaniami badawczo-rozwojowymi w Polsce i korzysta z odpowiednich ośrodków w swoich krajach macierzystych. Stąd rola finansowania badań naukowych z budżetu państwa będzie wciąż duża. Nie wolno jednak marnotrawić tych nielicznych funduszy, które są na naukę przeznaczane. Szkoły nie mogą być fabrykami bezwartościowych nierzadko dyplomów, lecz winny kształcić kreatywną kadrę dla gospodarki opartej na autentycznej nauce. Nie może być tolerowana wieloetatowość profesorów i bezetatowość doktorów. Na to nie stać żadnego kraju, nawet mocarstwa gospodarczego. Należy zlikwidować relikty poprzedniego systemu, tj. znieść habilitację i profesury "belwederskie", zaostrzając jednocześnie wymagania stawiane kandydatom do stopnia doktora. Profesura powinna być jedynie stanowiskiem nadawanym przez uczelnię osobom wygrywającym autentyczny konkurs. O kwalifikacjach kandydata na stanowisko profesora powinien decydować jedynie jego dorobek naukowy oceniany przez gremia międzynarodowe, a nie tytuły i koneksje czy działalność polityczna, jak to ma miejsce i obecnie. Takie zmiany stworzyłyby odpowiedniejsze warunki do powrotu polskich naukowców pracujących za granicami, którzy obecnie nie mają po co do kraju wracać (niekiedy dobrze opłacany amerykański profesor musiałby pracować w Polsce na etacie co najwyżej adiunkta, o ile w ogóle byłby zatrudniony).

Uczelnie powinny ze sobą współzawodniczyć na wolnym rynku przyciągając studentów odpowiednią ofertą edukacyjną, a nie ilością, figurujących niekiedy jedynie na liście płac, profesorów "belwederskich". Należałoby zweryfikować obecne kryteria akredytacji szkół wyższych, aby zapobiegały patologiom zamiast je preferować.

Wyniki badań naukowych, finansowanych wyłącznie na drodze autentycznych konkursów na projekty badawcze, winny być jawne i rozliczane przed podatnikiem.

Należałoby zlikwidować PAN, włączając jego silne instytuty do struktur uniwersyteckich, a finansowanie wartościowych jednostek badawczo-rozwojowych winno spoczywać na resortach zainteresowanych ich badaniami.
Państwo powinno wspierać możliwość finansowania badań naukowych przez pozarządowe organizacje czerpiące środki z darowizn zwolnionych od podatku. Trzeba dążyć do stworzenia systemowych udogodnień i ulg podatkowych promujących rozwój drobnych i średnich firm zakładanych często przez samych uczonych, które miałyby na celu wdrażanie nowych technologii i osiągnięć naukowych.

Józef Wieczorek & Cezary Wójcik


Tekst opublikowany w dwumiesięczniku OBYWATEL, nr 4 (18) 2004



adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=6