www.nfa.pl/

:: Kariera naukowa w pierwszym powojennym dziesięcioleciu według listów młodego medyka 1945-1955
Artykuł dodany przez: nfa (2005-03-04 13:14:40)

Kariera naukowa w pierwszym powojennym dziesięcioleciu według listów młodego medyka 1945-1955

Jerzy Smolaga urodził się w Warszawie w 1925 roku jako radośnie oczekiwane dziecko Franciszki i Konstantego Smolagów, którzy poznali się w Woroneżu w czasach rewolucji i braku polskiej państwowości.
Franciszka była sanitariuszką Czerwonego Krzyża. Do Piotra Smolagi, lekarza szpitala białogwardzistów w którym pracowała Franciszka przyjechał jego brat - Konstanty studiujący na rosyjskiej politechnice. Do Polski wrócili w 1920 roku. Konstanty kończył dyplom na Politechnice Warszawskiej.

We wrześniu 1939 cała rodzina Smolagów została ewakuowana do Tarnopola wraz z Ministerstwem Spraw Wojskowych, gdzie jako cywil pracował inżynier Smolaga. Wrócili jednak do Warszawy w końcu grudnia 1939 r.
W nieistniejącym już mieszkaniu przy ul Polnej 38 m 9 (budynek, który nie ucierpiał w Powstaniu Warszawskim, został rozebrany w 1996 r z powodu budowy stacji metra Politechnika) organizowali
tajne komplety. Początkowo dla uczniów Szkoły Mazowieckiej, której ówczesnym dyrektorem był Stefan Pogorzelski a kapelanem ks. Józef Kulesza, potem dla grupy 15 studentów na wykłady tajnej medycyny Uniwersytetu Warszawskiego. Wykładowcami byli miedzy innymi prof. Witold Tomassi i prof. Andrzej Sułtan.
3 października 1944 r. rodzina Smolagów wyszła z Warszawy do Pruszkowa,. a następnie zostali wywiezieni pod Kraków, do Łuczy, gdzie organizowali nauczanie w zakresie szkoły średniej dla miejscowej młodzieży przygotowując ją do matury.

Nowe, powojenne życie Jerzy Smolaga rozpoczął w Krakowie, jako student medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Z listów, które pisał w tym czasie tchnął obraz powojennego poszukiwania krewnych: „...Dr Szarecki który był w Rosji, Włoszech i Anglii jest szefem dep. Zdrowia Min. Obrony Narodowej. Zwróć się do niego. On znał i pracował ze stryjkiem....”(styczeń 1945). Piotr Smolaga nigdy się nie odnalazł. Nie wiem czy fakt, że został zamordowany w Katyniu dotarł kiedykolwiek do świadomości Jerzego.


Z listów tego okresu, które krążyły pomiędzy studiującym w Krakowie Jerzym a jego rodzicami mieszkającymi w Warszawie wynikało wiele ciekawym informacji o trudnościach powojennego życia w Polsce. Dla akademika, dużo ciekawszą stronę stanowią informacje dotyczące spraw akademickich w tym okresie: o prywatnych rozgrywkach między profesorami czułymi na punkcie swej sławy i popularności co odbijało się na studentach, pierwszym strajku akademickim w związku z aresztowaniem 3 maja 1946 około 100 studentów, kiedy to po raz pierwszy przeciwko demonstrantom zostają użyte siły milicji i wojska.
Z listów wynika, że Jerzy posiadał umysł krytyczny wobec rzeczywistości: „... każde zjawisko mogę krytycznie ocenić, że stworzyłem sobie jako cel naukę, która moim zdaniem jest celem najwyższym i że mam niewzruszone zasady w rozpoznawaniu zła i dobra...” (lipiec 1946).
Jerzy opisuje różne wydarzenia i ustawy związane z życiem uczelni jak np. możliwości przyspieszania toku studiów dla „studentów przedwojennych”, którzy stracili 6 lat lecz pozbawianie takiej możliwości „studentów wojennych”. Pisze: „...Nie będę tu szczegółów analizował tej ustawy stwierdzę tylko, że uważam zarządzenie p. Dziekana za nieetyczne, gdyż stwarza różnice między studentami, przyczynia się do powstania niezdrowych rywalizacji i uczuć wśród młodzieży”.
Komentuje też aferę ujawnienia fałszerstw dokumentów na U.J. w lutym 1947 roku: „...Dziekan zarządził kontrolę dokumentów tymczasowych. Wskutek tego proszę Was o natychmiastowe a najpóźniej do 25 bm przysłanie następujących dowodów urzędowych z pieczątkami (!) gdyż moje aczkolwiek są autentyczne tym niemniej pieczęci nie mają. 1. zaświadczenie egzaminu z chemii (bardzo dobrze lipiec 44 r.) dr Tomassi jest do złapania na Politechnice, 2. identyczne zaświadczenie z fizyki (lipiec 44 r. b. dobrze) prof. Sołtan jest do złapania na katedrze fizyki w Warszawie, gdzie go łapać poinformują na Krakowskim Przedmieściu w rektoracie, 3. wysłuchane wykłady i zdane kolokwia z anatomii dr Platan, 4. o ile są w dziekanacie U.W. dane studentów konspiracyjnych to należy wziąć ogólne zaświadczenie z dziekanatu, ze byłem studentem I roku i odbyłem wykłady, ćwiczenia i egzaminy z fizyki i chemii.
Zależy mi na tym bardzo gdyż w razie nie przedstawienia dowodów urzędowych w miejsce tymczasowych zaświadczeń grozi skreślenie z listy studentów U.J...”

W kolejnym roku akademickim Jerzy zainteresował się poważnie medycyną sądową, którą wykładał Prof. Jan Olbrycht, pisał: „..są bardzo ciekawie prowadzone więc chętnie na nie chodzę i biję się z myślami czy zrezygnować z nich na korzyść patologii czy też chodzić na wykłady...”.
Zaczął również uczęszczać na posiedzenia Towarzystwa Lekarskiego: „…byłem na odczycie prof. Miodońskiego o pracownikach naukowych i nauce. Wykład był abstrakcyjny na bardzo wysokim poziomie i miał charakter filozoficzny. Uważam, że był nawet za mądry dla audytorium Towarzystwa Lekarskiego. Najlepszym dowodem niezrozumienia myśli prelegenta był niski poziom dyskusji. Szczególnie zaś ostro prelegent rozprawił się z jednym z dyskutantów, który nawiązując do chwili obecnej wygłaszał hasło nauki kierowanej i opłacanej przez państwo.
Miodoński uznaje naukę jako cel w sobie i uważa, że tylko absolutna swoboda może stworzyć twórczy rozwój myśli ludzkiej. Tak samo nie uznaje on masowej produkcji geniuszów i popularyzacji nauk ścisłych...”
Z listów z tego okresu wynikało, że Ministerstwo Oświaty zaprowadziło porządek w nieopisanym bałaganie, który do tej pory na uczelniach panował, a w październiku 1947 wszedł w życie dekret ograniczający autonomie wyższych uczelni. Zmienił się tryb powoływania rektora – nominacji miał dokonywać prezydent na wniosek ministra oświaty. Po ograniczeniu kompetencji rektorów minister uzyskał możliwość ingerencji w sprawy wewnętrzne uczelni.

Korespondencja Jerzego z ojcem Konstantym przepełniona jest z obydwu stron komentarzami otaczającej rzeczywistości: „...Gdybym był młodszy, zacząłbym studiować medycynę. Zazdroszczę Ci tej specjalności. Poświęciłbym się studiom nad leczeniem głupoty. Sadzę, że miałbym dosyć roboty...” (październik 1947).

W lutym 1948 Jerzy nawiązał ściślejszy kontakt z Prof. Olbrychtem i Zakładem Medycyny Sądowej i tak opisuje studencki żart, który przesądził o jego zawodowej karierze: „...Wybraliśmy się z Januszkiem we wtorek robić sekcję sądowo-lekarską. Zawsze mieliśmy dziwaczne pomysły więc i teraz postanowiliśmy w ten sposób zakończyć karnawał, gdyż był to akurat wtorek przed środą popielcową. Poprzednio wyczytaliśmy w gazecie w kronice wypadków, ze zdarzył się wypadek zatrucia czadem wskutek nieostrożności wynikłej z upojenia alkoholowego. Poszliśmy do Zakładu Medycyny Sądowej i rzeczywiście były zwłoki tego pijaka. Za 500 zł służący zrobił nam sekcję, która istotnie to zatrucie wykazała, co zresztą zostało potwierdzone przez natychmiast wykonane badanie chemiczne krwi. Profesor sekcję odebrał a my poszliśmy do domu pisać protokół. Mając gotowy szkic poszliśmy następnie do asystenta, który poprawił nam protokół i napisał opinię do Sądu. Następnego dnia oddaliśmy protokół do sekretariatu. We czwartki profesor na ćwiczeniach zawsze omawia wykonane w tygodniu sekcje i ocenia protokoły i opinie. Dziś więc ten protokół był omawiany. A trzeba Wam wiedzieć, że prof. Olbrycht jest bardzo złośliwy i zawsze musi coś powiedzieć. Tym razem zdarzyła się jednak rzecz dziwna, która jeszcze się nie zdarzyła, a mianowicie profesor pogratulował nam i powiedział, że protokół jest wyjątkowo dobry i bez zarzutu. Mamy więc pełna satysfakcję, gdyż nikomu jeszcze się nie zdarzyło, żeby składał gratulacje...”.
Pomimo poczucia humoru studenckie bale karnawałowe mało bawiły Jerzego, a ojciec Konstanty tak się do tego ustosunkował: „...List z opisem bali otrzymaliśmy i dziękujemy. Szkoda tylko, że się źle na nich bawiłeś. Bale po to są, żeby się bawić, a ludzie są tacy, że chcą się bawić i szybko zapominają o wojnie i jej skutkach. Nie potrafię określić czy jest to zjawisko dodatnie czy ujemne, ale jest faktem, że ono istnieje. Myślę jednak, że sam ponury nastrój też nie byłby w życiu ciekawy. Mnie bale zupełnie nie interesują, toteż mój sąd o nich jest czysto teoretyczny...”

Z końcem 1948 Jerzy został asystentem w Zakładzie Medycyny Sądowej. Warto przeczytać opis procedury administracyjnej zatrudnienia na uczelniach z tych czasów: „...zostałem wezwany przez Dziekana, który zawiadomił mnie, że w najbliższym czasie otrzymam nominację na asystenta. Obejmuję etat starszego asystenta z tym, że do chwili zrobienia dyplomu będę na warunkach asystenta młodszego, a z chwilą uzyskania dyplomu automatycznie przejdę na warunki asystenta starszego z racji zajmowanego przeze mnie etatu. W związku z tym muszę złożyć niezbędne dokumenty, gdyż wysyłane są one do Ministerstwa Oświaty, które teraz każdą nominacje musi wszędzie zatwierdzić. Toteż mimo, że nominacje na uniwersytecie mam już załatwioną to jednak, ze względu na konieczność zatwierdzenia w Warszawie, oficjalną nominację i umowę otrzymam dopiero za jakiś czas. Finansowo wyniesie to teraz koło 8 tysięcy, a po dyplomie 16 tys...”.
Załatwianie nominacji ciągnęło się i jeszcze w kwietniu nie było zatwierdzone: „..., wyrównanie za kwiecień i maj otrzymam prawdopodobnie dopiero w czerwcu, gdyż sprawy nominacji załatwia się bardzo powoli...” W 1949 r. dokonano czystki na wyższych uczelniach, którymi zaczęły rządzić komitety partyjne i ZMP, ingerujące w treść wykładów i oceniające „prawomyślność”, sprzyjające awansowi miernych karierowiczów. W styczniu 1949 wydano też dekret ograniczający publiczne uprawianie kultu religijnego, zakazano zbiorowych pielgrzymek, procesji na drogach oraz wznoszenia krzyży i figur przydrożnych, co w życiu akademickim przełożyło się na ograniczanie urlopów związanych z religijnymi świętami: „...Całkiem niespodzianie obcięto nam tygodniowy urlop do dwóch dni. Wskutek tego wziąłem urlop na wtorek i środę po Świętach. Wobec tego wyjadę w Wielką Sobotę pociągiem pośpiesznym po południu. Zaś we środę będę musiał już wracać...”.

Listy Jerzego z okresu pracy zawodowej informują o trudnościach załatwienia stażu oraz zagrożeniach wynikających z ewentualnego zaliczenia stażu: „…Moje przeczucia co do tego, żeby nie robić stażu były jak najbardziej rzeczowe. Otóż mnóstwo lekarzy, w tym nawet docenci, posiadający praktykę lekarską dostało nakazy wysiedlenia z Krakowa z obowiązkiem osiedlenia na prowincji…”.
Jerzego pochłaniała przede wszystkim praca naukowa: „...o ile mi się uda to będzie pracą bardzo oryginalną i zupełnie nową na temat jeszcze w ogóle nie opracowany w literaturze…. Obecnie pracę mam już w brudnopisie ukończoną i od przyszłego tygodnia dam ją sekretarce do przepisania i następnie złożę ją do łaskawej oceny Profesorowi, gdzie zapewne poleży sobie z pół roku, sadząc z dotychczasowego doświadczenia. W każdym bądź razie nabrałem rozpędu do tej pracy pisarskiej i nie zamierzam zmniejszać tempa… jestem ostatnio tak zawalony robotą, ze jak wychodzę z domu o 7 rano to wracam o 6 -6:30 wieczorem i jestem już zupełnie wykończony. Bowiem od rana do 11:30 marnuje zdrowie za darmo w szpitalu gdzie mnie zdrowo obłożyli robotą a ponadto wlepili dyżury popołudniowe i świąteczne. W Zakładzie siedzę do trzeciej, a potem jadę samochodem do Ubezpieczalni o ile jest tam robota. Moje prace te które były w czytaniu u Profesora są już wysłane do druku…
…A zatem mam już 4 prace w druku i nie mam pojęcia kiedy one w ogóle ukażą się, gdyż jak uczy doświadczenie spoczywają one w teczkach redakcyjnych całymi miesiącami. Co do pracy doktorskiej to na razie panuje ponure milczenie…

W marcu 1951 tak podsumowywał dotychczasowy przebieg swojej kariery zawodowej: „...w Krakowie właściwie zrobiłem wszystko co się dało bowiem zdobyłem dwa stopnie naukowe w najstarszej uczelni, przepracowałem prawie trzy lata w Zakładzie i około dwóch lat w prosekturze szpitalnej oraz ukończyłem staż. W tym stanie rzeczy będąc ponadto biegłym sądowym usamodzielniłem się do tego stopnia że mogę myśleć o pracy samodzielnej.
W obecnym stanie rzeczy obserwując pracę w Zakładzie uważam, że dalszy pobyt na asystenturze byłby już raczej tylko dochodową wegetacją i dla mnie jako lekarza nie dałby nic nowego i ciekawego, a raczej przez to traciłbym dalej kontakt z medycyna praktyczną wydając papierowe orzeczenia…..
… Zaś jeżeli chodzi o dalszą pracę naukową to obecnie jest ona bez żadnych szans powodzenia, gdyż profesor nie ma żadnych zamiarów habilitacyjnych a na pracę pisarską asystentów patrzy na ogół niechętnie, uważając, ze po doktoracie nie ma co dalej pisać…
…uważam, ze najlepiej byłoby praktycznie rzecz załatwić odgórnie via Ministerstwo Zdrowia i stąd dostać skierowanie na nową placówkę, bowiem w przeciwnym razie tutejszy Wydział Zdrowia mógłby mnie wysiedlić na prowincję….
Napisz mi jakie widzisz praktyczne możliwości załatwienia tej sytuacji na miejscu, gdyż ja jestem skrępowany dyscypliną i nie mogę dostać żadnego urlopu i przyjechać do Warszawy. A sprawa jest dość pilna gdyż w kwietniu będziemy składać podanie o asystentury i muszę więc wiedzieć czy mogę zrezygnować z dotychczasowej pracy…

Jerzy Smolaga został jednak w Krakowie. Nadal pracował w Zakładzie Medycyny Sądowej i był ze swojej pracy bardzo dumny. W marcu 1955 pisał: „...Ostatnio wydrukowano w tomie szóstym Archiwum Medycyny Sadowej 2 moje prace doświadczalne, otrzymałem też dalsze odbitki pracy o morfologii wydzieliny sutka, której pierwsze trzy części Ci przesłałem poprzednio. Obecnie przesyłam Ci odbitki z dalszych dwóch części, a jeszcze otrzymam odbitki z ostatnich dwóch. Dodać musze, że praca ta zrobiła nam wielki rozgłos i streszczenia z niej ukażą się zagranicą w wydawnictwie skandynawskim Excerpta Medica, które zamieszcza streszczenia najlepszych prac oryginalnych literatury światowej, gdzie dotychczas już 2 moje prace były streszczone. Również praca ta będzie w tym roku przedstawiona na międzynarodowym zjeździe medycyny sądowej w Genui, przez polskiego delegata prof. Popielskiego....”. W ciągu pięciu lat po uzyskaniu dyplomu napisał około 30 prac. Większość z nich to specjalistyczne prace anatomopatologiczne, z zakresu orzecznictwa sądowego, skrypt z anatomii i fizjologii dla studentów prawa. Pisał też artykuły do gazet w których podejmował problemy wpływu alkoholu na przestępczość i zwracał uwagę na potrzebę należytej opieki nad dzieckiem..
Dodatkowo pracował jako lekarz w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, pełniąc tam jednocześnie funkcję lekarza inspekcyjnego. W lutym 1955 nagle przestał pracować w dziale anatomo-patologicznym i przeszedł jak pisał: „...do ciekawszego laboratoryjnego, co jest dla mnie bardzo korzystne ze względów dydaktycznych i brak styczności ze zwłokami...”

W dniu 31 marca 1955 roku rozwiązał umowę o pracę, pisząc: „Niniejszym mam zaszczyt zawiadomić Jego Magnificencję, że z dnia 21 sierpnia 1954 r. zawartą miedzy Akademia Medyczną w Krakowie a mną o pracę w charakterze pomocniczego pracownika nauki w Akademii Medycznej w Krakowie przy Katedrze Medycyny Sądowej, uważam za wypowiedzianą przeze mnie z dniem dzisiejszym”

Jerzy zawiadomił o tym ojca: „...wypowiedziałem Jego Magnificencji Rektorowi Akademii Medycznej w Krakowie umowę o pracę przy Katedrze Medycyny Sądowej... razem ze mną odchodzi także i dwóch dalszych najstarszych pracowników Zakładu...”

Do Warszawy, jak zapowiadał nigdy nie dojechał. „Najstarsi pracownicy” powrócili do Zakładu.
Rozpoczęte śledztwo zostało umorzone.
W 50-tą rocznicę śmierci, spisała córka Ewa Kostarczyk

P.S. Osoby posiadające wiedzę na temat wydarzeń które miały miejsce w marcu 1955 w Zakładzie Medycyny Sądowej AM w Krakowie, proszę o kontakt ewa.kostarczyk@neostrada.pl









adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=66