www.nfa.pl/

:: Uroki olimpiady biologicznej
Artykuł dodany przez: nfa (2005-03-18 10:55:43)


Maciej Panczykowski

Uroki olimpiady biologicznej

WSTĘP

W niniejszym artykule stawiam tezę mówiącą, że wszystkie stanowiska kierownicze w nauce powinny być kadencyjne (niedożywotnie), a po upływie kadencji kierownik powinien być rozliczany z osiągnięć swego zespołu i od wyniku tego rozliczenia powinna zależeć dalsza jego kariera.
Uważam również (i to stanowi treść mojej drugiej tezy), że w każdym podsystemie społecznym, w którym znajduje się osoba o nim decydująca, musi istnieć system regulacji zwrotnej decydenta przez podwładnych. W przeciwnym razie dochodzi do osobliwej sytuacji, w których A działa na B, a B nie działa na A, czyli jeden może wszystko, a reszta jest zdana zupełnie na niego i nie może nic.
Co zrobić, jeśli ten jeden jest ograniczony, głupi, egoistyczny i podejmuje decyzje korzystne tylko dla siebie i niekorzystne dla swego zespołu czy nawet całego społeczeństwa, dla którego zespół pracuje? Męczyć się? Dawać za wygraną i rezygnować ze swoich ideałów?
Myśląc realistycznie: nie należy naiwnie liczyć, że kierownik będzie miał zdolność samoograniczenia się wynikłą z jego wysokiego poziomu. Mówiąc realistycznie: takie jednostki się zdarzają, ale stanowią margines.
A zatem, jeśli chce się osiągnąć pozytywny skutek masowo, to niewątpliwie trzeba opracować takie rozwiązania prawne, które wymuszą działanie zewnętrznego mechanizmu regulującego "górę".
Chciałbym tu zaznaczyć, że dostrzegam, iż moje dwie tezy mają ze sobą wyraźny związek. Niewątpliwie, osoba, która co pewien czas jest rozliczana ze swojego "szefowania", będzie dbać o swój zespół, bo będzie to pośrednio w interesie jej samej. A więc i powodów do zwrotnej kontroli przez "dół" jest w przypadku takiego rozwiązania mniej.

Swoje tezy chciałbym udowodnić klinicznym przykładem, który pokazuje, co się dzieje, gdy kierownik obejmuje stanowisko dożywotnio, a jego podwładni nie mają nic do gadania. Przedstawię sytuację zaistniałą w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Biologicznej dla szkół licealnych, dla której pracowałem jako osoba od spraw merytorycznych (pisanie pytań). Moim szefem był pewien profesor Uniwersytetu Warszawskiego, który pełni tę funkcję na czas nieograniczony i praktycznie nie jest regulowany przez nikogo.

CYRK JEDNEGO KLAUNA

Jako osoba nieumiejąca rozpychać się łokciami dostałem posadę sekretarza naukowego Olimpiady Biologicznej tylko dlatego, że wymagała ona szerokiej wiedzy i była słabo płatna (700 zł miesięcznie).
To bardzo dziwne, że osoba, która pisze pytania dla uczniów z całej Polski tak mało zarabia, ale jak widać, szef do tej pory nie zdołał zadbać o dobrą pensję dla swojego strategicznego podwładnego. Zawsze liczył na to, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał sobie tylko dorobić 700 zł. Osoba, która dorabia nie jest skupiona tylko na olimpiadzie, co na pewno odbija się na poziomie merytorycznym tej ostatniej.
Kiedy przyjechałem do Warszawy, by objąć stanowisko w Olimpiadzie Biologicznej (OB), to dowiedziałem się, że OB nie dysponuje żadnym darmowym lub tanim lokalem, w którym mógłbym zamieszkać. Tułałem się więc od znajomych do znajomych, ale to nie mogło trwać wiecznie. Musiałem w końcu wynająć mieszkanie, a najtańsze kosztowało wtedy w Warszawie 850 zł. Jako, że OB oferowała mi za ciężką i odpowiedzialną pracę 700 zł, to ja też zmuszony byłem dorabiać. W przeciągu 2 lat mojej pracy dla OB musiałem zmienić mieszkanie 5 razy. Nie było nikogo, komu mógłbym zgłosić swoją śmieszną sytuację finansową, a sam szef mówił, że nie ma więcej pieniędzy. Prawda była taka, że księgowa OB pieniądze miała, ale była dziwnie oszczędna. Pamiętam, że nawet o pieniądze na nagrody dla olimpijczyków musiałem z nią negocjować, a przecież te pieniądze i tak musiały być wydane. Księgowa nie potrafiła w ogóle współpracować w grupie, więc nadawała się do zwolnienia. Szef OB nie chciał jej jednak zwolnić, bo jako zdegenerowany, ale doświadczony praktyk socjologiczny wiedział, że przyjęcie nowej wiązałoby się z wysiłkiem wciągania jej w tajniki OB, a tego robić mu się nie chciało.
Dziwna sytuacja finansowa OB, trwała zatem stabilnie, bo to co było w interesie zespołu, nie było w interesie szefa.
Pewnego dnia szef miał kaprys, aby powstała strona internetowa OB. Nie było jednak pieniędzy, aby wysłać mnie na kurs robienia stron internetowych lub na książkę dla mnie. Ostatecznie zrobiłem stronę w prostej technice i prowadziłem ją z pasją przez 1,5 roku. Po długich pertraktacjach dostałem za te 1,5 roku 1000 złotych.
Wyjazdy na Międzynarodowe Olimpiady Biologiczne (MOB) były dla szefa wielką frajdą. Jako praktyk socjologiczny jeździł tylko na szeroko pojęty "Zachód" i tylko z ludźmi z "Zachodu" podczas MOB pokazywał się, co było niesympatyczne, bo biologia to nie polityka. Pewnego razu wpadł na pomysł, że MOB powinna dla wszystkich odbywać się w języku angielskim. Po prostu nie chciało mu się tłumaczyć tekstów angielskich (oficjalnych) na język naszych Olimpijczyków. I znów ich interes był mniej ważny niż jego osobisty komfort.

Po 2 latach żywienia się w tanich barach i życia w stresie wynikającym z odpowiedzialności, jaka tylko na mnie spoczywała (nikt nie chciał merytorycznie współpracować, bo pieniądze były śmieszne, a liczba krytykantów była zawsze tym większa, im mniejsza była liczba współpracowników) moje zdrowie było w strzępach.
Szef właściwie nic nie robił, tylko szefował i od czasu do czasu miał kaprysy, które trzeba było realizować, najlepiej za darmo. Olimpijczycy coraz bardziej zwracali się w moim kierunku, bo doceniali pisanie pytań, a przede wszystkich stronę internetową, którą dla nich zrobiłem i często aktualizowałem. Entuzjazm i zainteresowanie olimpijczyków nie był źródłem radości dla szefa, lecz frustracji, bo siłą rzeczy znalazł się on na drugim planie.
A więc w nagrodę za komputeryzację OB, stronę www i 2 lata intensywnej pracy zostałem zwolniony, choć z wszystkich obowiązków wywiązywałem się. Jeszcze na dodatek usłyszałem, że ewentualna sprawa w sądzie pracy będzie mnie dużo kosztować. Szef wiedział, że mam mało pieniędzy, więc może dlatego, mówiąc to, cynicznie się uśmiechał. Jednym słowem "Murzyn zrobił swoje i może odejść".

ZAKOŃCZENIE

Myślę, że gdyby szef OB był rozliczany z dokonań swego zespołu i miał świadomość, że podwładni nie są bezbronni, to decyzje, jakie odnośnie nich podejmował i warunki, jakie im stwarzał byłyby daleko lepsze. Niestety, w tym chorym systemie, w jakim tkwi OB, interes pracowników i olimpijczyków nie ma szans wygrać z egoizmem jednostki.

Maciej Panczykowski
Katowice, 2005.03.17



Maciej Panczykowski


adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=72