Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 129


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Kij w mrowisko > Moja chata z kraja – czyli piractwo na uczelniach

 Tomasz Barbaszewski

Moja chata z kraja – czyli piractwo na uczelniach


Mamy poważny problem – ale jakoś nie bardzo chcemy go zauważyć. Tajemnicą poliszynela jest, że na polskich uczelniach nie przestrzega się praw autorskich. Ja na swoich zajęciach lubię przeprowadzać prościutkie ankiety sprawdzające ilu studentów używa oprogramowania, na wykorzystywanie którego posiada licencję (mam na myśli zarówno licencje odpłatne, jak i nieodpłatne), ilu kopiuje materiały drukowane, których kopiowanie jest jawnie zastrzeżone, korzysta z pełną świadomością ich nielegalnego rozpowszechniania z muzyki lub filmów ściąganych z Internetu itp. I przeciętnej grupie studenckiej (na wyższych latach, na których prowadzę zajęcia) średnio 10% osób dysponuje legalnym systemem operacyjnym. I są to zazwyczaj osoby, które zakupiły go w wersji OEM wraz ze sprzętem (np. z laptopem) lub wykorzystują sprzęt przekazany im w użytkowanie przez pracodawcę (wielu studentów nawet studiów dziennych na wyższych latach pracuje). Przeciętny student, który składa sobie (samemu lub przy niewielkiej pomocy przyjaciół) komputer nawet nie bierze pod uwagę zakupu jakiegokolwiek oprogramowania.


A my jako pracownicy dydaktyczni też nie jesteśmy bez winy. Na wielu uczelniach wymagane jest przekazywanie różnych prac studenckich w formie elektronicznej. I bardzo dobrze, ale najczęściej wymagane są formaty plików wykorzystywane jedynie przez programy komercyjne (MS Office, AutoDesk, Corel itp.). Pół biedy, jeśli uczelnia dzięki porozumieniu z producentem udostępnia swym studentom możliwość nieodpłatnego pobrania i wykorzystywania tych programów w czasie trwania studiów dla celów edukacyjnych. Ale po pierwsze – stosunkowo niewiele uczelni zawarło takie porozumienia, a po drugie według relacji moich studentów nawet na tych uczelniach korzystanie z tej możliwości jest dla nich dość uciążliwe.

Rezultat jest oczywisty – niezbędne studentom programy są przez nich pozyskiwane z naruszeniem praw autorskich ich twórców – ściągane z Internetu, a częściej po prostu przegrywane od kolegów.

A pracownicy dydaktyczni udają, że o tym nie wiedzą – i żądają dostarczenia np. sprawozdania z laboratorium w „jedynym słusznym” formacie MS Word, zaś prezentacji w MS PowerPoint. Tymczasem stawiam dolary przeciwko orzechom, że większość nawet prostych prac, które nam przekazują studenci powstała przy wykorzystaniu nielegalnie wykorzystywanego oprogramowania!


Chowanie głowy w piasek to nasza specjalność. Już słyszę argumenty, że przecież nie ma żadnej możliwości sprawdzenia, że asystenci nie będą się bawić w policjantów lub pracować za darmo na rzecz BSA (Business Software Alliance) itp. „Nie zauważamy” również powszechnego korzystania z kserokopii skryptów i podręczników.


I w taki sposób uczelnie po prostu prowokują młodych ludzi do lekceważenia prawa. Podejście studenta jest proste: „Pana” nie obchodzi, skąd mam „Offica” - ważne, abym dostarczył „sprawozdanie w DOC”, bo inaczej nie dostanę zaliczenia... W wielu przypadkach zresztą legalność oprogramowania wykorzystywanego przez „Pana” też pozostawia sporo do życzenia...


Nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem obecnie obowiązującego prawa autorskiego – uważam je po prostu za przestarzałe i nie przystające do obecnej sytuacji – skłaniam się raczej ku pomysłom typu Creative Commons. Ale przecież uczelnia nie może zachęcać (nawet pośrednio!) do nieprzestrzegania obowiązującego prawa!


Co więcej – w wielu przypadkach nie ma takiej potrzeby! Z wielu miejsc można pobrać nieodpłatnie oprogramowanie, którego funkcje są w pełni wystarczające do celów dydaktycznych. Co więcej – na przykład opracowanie polskiej wersji OpenOffice zostało sfinansowane w dużej części przez... Ministerstwo Nauki i Informatyzacji! A dodatku OpenOffice pozwala na zapis plików w formatach wykorzystywanych przez MS Office (DOC, PPT, XLS...) oraz PDF – nie wspominając już o tym, że Open Dokument Format (ODF) stosowany przez OpenOffice jest od dawna standardem ISO.

Oprogramowanie OpenOffice można pobrać zarówno w wersji dla MS Windows, jak i Linux...


Studenci wydziałów i specjalności blisko związanych z „informatyką” doskonale o tym wiedzą. Znacznie gorzej sytuacja przedstawia się na innych specjalnościach – np. Zarządzanie, a nawet Automatyka i Robotyka. A moja prośba, aby prezentację na seminarium przygotować w formacie HTML budzi zazwyczaj zdziwienie – przecież do „robienia prezentacji” jest „jedynie słuszny” PowerPoint! A tu „Pan” ma takie dziwne wymagania. A równocześnie wielu z tych studentów ma w Internecie własne strony WWW...


Tolerowanie takiej sytuacji jest po prostu niedopuszczalne. Nie można równocześnie prowadzić wykładu „Wstęp do Prawa Autorskiego i Praw Pokrewnych” i „nie zauważać”, że studenci na co dzień nie przestrzegają przekazywanych im zasad i treści! A że tak się dzieje na wielu specjalnościach zarówno na Uniwersytecie, jak i na Politechnice to mogę udowodnić.


Pracownicy uczelni przestali już zwracać uwagę na potworne błędy ortograficzne w materiałach otrzymywanych od studentów (kiedy je poprawiam na czerwono budzi to ogromne zdziwienie) – efekt jest taki, że w jednym z lepszych systemów klasy CRM, który lokalizowała polska firma informatyczna mamy „Urzytkownika” i to w pierwszej winiecie programu (nie poprawiać!). Jednym słowem – przestajemy szanować własny język. Ale dla większości pracowników uczelni typowa jest postawa „moja chata z kraja” - „ja uczę języków programowania, lub systemów baz danych i nie będę zwracać uwagi na ortografię!”.

Podobnie - „nie obchodzi mnie skąd student ma Visual Studio lub Accessa”. Musi mieć i już.


I w ten sposób narażamy naszych studentów na poważne konsekwencje, bo o ile jeszcze w przypadku plików multimedialnych Ustawa o Prawie Autorskim i Prawach Pokrewnych dopuszcza ich kopiowanie dla własnych celów (tak zwany dozwolony użytek osobisty) – to w przypadku oprogramowania komputerowego jest to explicite zabronione i podlega ściganiu.


Jest jeszcze inna strona medalu – standaryzacja wymiany informacji. W Polsce wydano w tym zakresie w 2005 r. odpowiednie rozporządzenie – Dziennik Ustaw Nr. 212, poz.1766 i według mojej wiedzy obowiązuje ono do dziś. Określa ono standardy komunikacji oraz formaty plików, które mogą być wykorzystywane przez podmioty publiczne. Jeśli już na uczelniach łamiemy to Rozporządzenie Rady Ministrów RP, to jak możemy wymagać wprowadzenia standaryzacji wymiany informacji, których istnienie jest warunkiem funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego? Czy Internet mógłby działać, gdyby nie stosowano otwartych i udokumentowanych standardów?


Korzystając z naszego gościnnego Forum pragnę zaapelować do wszystkich pracowników dydaktycznych o zwrócenie uwagi na obecną patologiczną sytuację i przeciwdziałanie zjawisku „wymuszanego piractwa” w codziennej działalności dydaktycznej.


Nie jest bynajmniej moją intencją zmuszanie kogokolwiek do korzystania z oprogramowania nieodpłatnego. W wielu przypadkach oprogramowanie komercyjne jest wręcz niezastąpione. Ale jeśli wymagamy, aby studenci je wykorzystywali to powinniśmy im to umożliwić. Pomocne mogą być wszelkie inicjatywy firm oferujących oprogramowanie.


Milczące zakładanie, że studenci jakoś sobie poradzą i „wykombinują” wymagany przez nas do zaliczenia przedmiotu program jest chowaniem głowy w piasek i co tu dużo mówić – zachętą do popełnienia przestępstwa...

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.092 | powered by jPORTAL 2