Ten niezbyt elegancki tytuł kontrastuje z obiektem mojej krytyki, cieszącym się sporym prestiżem społecznym, a mianowicie z Uniwersytetem Warszawskim. To właśnie problem jaskrawego rozdźwięku między stanem faktycznym i prezentacją, między kulisami i sceną teatralną jest głównym problemem stołecznego uniwersytetu. Dopiero na tym tle staje się czytelne stanowisko władz uczelni – Rektora i Senatu – wobec inicjowanych przez obecny rząd przemian politycznych i gospodarczych w Polsce.
Chodzi głównie o dwie uchwały podjęte przez Senat Uniwersytetu Warszawskiego 21 marca 2007 roku. W pierwszej Senat wyraża obawy związane z instrumentalnym traktowaniem prawa, „zawłaszczania” instytucji publicznych przez rządzące partie, ideologizacji stosunków społecznych i gospodarczych oraz ograniczania niezależności mediów. W następnej niejako przechodzi do rzeczy. W zdecydowanych słowach sprzeciwia się lustracji. Stwierdza jednoznacznie, że wyraża zastrzeżenia natury prawno-konstytucyjnej dotyczące postanowień ustawy z dnia 18 października 2006 r. (z późn. zmianami) o ujawnianiu informacji o dokumentach bezpieczeństwa państwa z lat 1944-90 oraz treści tych dokumentów.
Jednak nie są to pierwsze wypowiedzi władz uniwersyteckich w sprawie lustracji. Już 21 czerwca 2005 roku, tuż po wyborach na funkcję Rektora UW, zabiera głos w tej sprawie pani prof. Krystyna Chałasińska – Macukow. Stwierdza: Środowisko akademickie potrafi samo oczyścić się i nie potrzebujemy do tego nowych narzędzi prawnych, które w dodatku mogą być wykorzystane do politycznych rozgrywek. W tym jednym prostym zdaniu zawiera dwie istotne myśli.
Po pierwsze, przekonanie, iż środowisko akademickie jest zdolne do autolustracji. Do połowy 2005 roku żadne środowisko zawodowe czy społeczne w Polsce nie zdołało się samodzielnie uwolnić z pęt agentów służb bezpieczeństwa i wyrastających z tych służb układów mafijnych. I oto pani prof. Chałasińska – Macukow zapowiada przełom. Będąc prawnikiem, najprawdopodobniej wiedziała , że powtarza zapowiedzi prof. Tomasza Strzembosza sprzed dziesięciu lat o samodzielnym oczyszczeniu się z wpływów bezpieki środowiska prawników, które szybko okazały się czystą iluzją. Będąc wieloletnim pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego dobrze wiedziała, że jest to absolutnie niemożliwe. Jednak dla podtrzymania prestiżu środowiska uniwersyteckiego przyjęła pozę osoby naiwnej i … zatroskanej, by przypadkiem ktoś nie wykorzystał środowiska akademickiego do politycznych rozgrywek.
Po drugie, jak widać, broni tego środowiska. Doprawdy warto przyjrzeć się tej obronie.