Maciej Panczykowski
Naiwniacy, partacze i socjologia
Państwo polskie współorganizuje olimpiady przedmiotowe dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych poprzez finansowanie tych imprez. Niestety, Polska najwyraźniej nie ma koncepcji, co dalej robić z olimpijczykami. A pomysłów nasuwa się wiele: wydatna pomoc finansowa, fundowanie stypendiów na renomowanych uczelniach zagranicznych lub organizowanie pełnych (nie jednorazowych) kursów, prowadzonych przez wybitnych, polskich naukowców i dydaktyków.
Na początku lat 90-tych, czyli tuż po "odwilży", mój kraj realizował już w pełni ultraliberalny program odnośnie swojej zdolnej młodzieży. Ultraliberałowie twierdzą, że wszelką działalnością społeczną powinny zajmować się organizacje społeczne (państwo ma dać sobie spokój). A więc polskimi olimpijczykami zajmowała i zajmuje się organizacja pozarządowa – Krajowy Fundusz na Rzecz Dzieci (KFNRD). Utrzymuje się ona z datków od osób prywatnych i firm, choć trzeba przyznać, że MEN i KBN też trochę wpłacają.
Ludzi w Funduszu zapamiętałem jako wspaniałych, zaangażowanych ideowców. Nie mogę im nic zarzucić. Szkoda tylko, że do tej organizacji trzeba się zgłaszać (nieskromnie) samemu, bo nie praktykuje ona "wyłapywania" talentów. Stypendia były symboliczne, ale zdaję sobie sprawę, że pracownicy KFNRD robili, co mogli. Po prostu państwo pomagało za mało, bo taką miało i ma hierarchię wartości.
KFNRD organizował nam też warsztaty i wykłady. Były one jednak jednorazowe i w większości nie porywały. Z perspektywy czasu postrzegam je jako dające pracownikom naukowym możliwość rozeznania się w młodej, dorastającej konkurencji. Nie miałem odczucia, że nas lubią, a raczej, że mają nas za dziwacznych mądrali, którzy mogą "zagiąć". Ale odmówić Funduszowi pracownikom naukowym nie wypadało, a Fundusz, niewątpliwie, chciał jak najlepiej.
strony: [1] [2] [3]
|