Czy nowa ustawa o szkolnictwie wyższym
da nam szanse na wyjście z czwartej ligi ?
Polityka (nr. 40, 2004 - Niższe szkoły wyższe) słusznie zauważyła, że nawet najlepsze polskie uczelnie to światowa czwarta liga jak wynika z rankingu uczelni z całego świata. Co prawda nie wszyscy się z tym zgadzają, twierdząc, że to kryteria przyjęte w rankingu nas krzywdzą. Niewątpliwie gdyby w rankingu światowym, podobnie jak w naszych rodzimych rankingach, i w kryteriach stosowanych przez Państwową Komisję Akredytacyjną, brano przede wszystkim pod uwagę liczbę profesorów (najlepiej belwederskich) i habilitacji bylibyśmy naprawdę wysoko, niewątpliwie na czele pierwszej ligi. Rzecz w tym, że na świecie takie kryteria mało kogo obchodzą, bo celem nauki nie jest zdobywanie tytułów tylko poszerzanie światowej wiedzy a uczelnie winny ją przekazywać studentom i uczyć młodych jak nową wiedzę tworzyć. My w tym jesteśmy słabi, bo jesteśmy nastawieni głównie na zdobywanie tytułów niezależnych często od poziomu wiedzy i produkcję mało wartych dyplomów. Mamy wielu 'sklonowanych' profesorów pracujących na wielu etatach w bardzo licznych uczelniach, ale na ogól bardzo słabo znanych, lub nie znanych w nauce światowej. Chlubne wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Niestety obecny system nauki i edukacji w Polsce jest dość osobliwy i nie zanosi się na to aby został zmieniony. Preferowany tzw. prezydencki (zwany też rektorskim) projekt ustawy o szkolnictwie wyższym utrwala ten anachroniczny, finansowo marnotrawny i mało wydajny system nauki polskiej. Konkurencyjny projekt poselski jest otwarty na najbardziej wydajny system anglosaski, gdzie nie ma habilitacji a są otwarte konkursy (a nie fikcyjne jak u nas) na stanowiska uczelniane. Niestety projekt poselski zakłada zbytnią stabilizację kadry co nie jest zgodne z duchem systemu anglosaskiego i co prowadzi do wielu patologii. Wzorcowa obecnie kariera to od studenta do rektora na jednej uczelni. Ponad 50-letnie przebywanie na tej samej uczelni to powód do chwały i nagrodę z okazji inauguracji kolejnego roku akademickiego. Natomiast mobilność kadry naukowej jest w naszym systemie źle widziana. Chów wsobny (wychowywanie swoich dla siebie) jest dominującym sposobem rekrutacji kadry akademickiej. Trzymający władzę w nauce jak ognia boją się wprowadzenia oceny dorobku przez międzynarodowe gremia, co jest niemal standardem nie tylko w pierwszej, ale nawet w drugiej czy trzeciej lidze. Z kolei polski doktor, dla którego nie ma miejsca na czwartoligowej polskiej uczelni, może być członkiem międzynarodowego jury dla oceny zagranicznego badacza. Polskiego badacza mogą natomiast oceniać tylko sami swoi, z tytułami, chociaż często bez znajomości ocenianej rzeczy. Niestety projekty ustawy nie przewidują zmian tego patologicznego systemu.
Dlaczego stanowiska profesorskie nie mogą być obejmowane przez nie-swoich doktorów mających międzynarodowy dorobek i autentyczne osiągnięcia edukacyjne ? Po co utrzymywać osobliwy tytuł profesora 'belwederskiego' nadawanego przez Prezydenta skoro nie ma profesorów 'białodomowych', 'elizejskich', ani nawet 'hradczańskich ?