Oczywiście skonstruowanie bomby atomowej, mimo dostępnych nawet w Internecie instrukcji nie jest zadaniem dla amatorów, gdyż jej wyprodukowanie wymaga infrastruktury technicznej oraz nakładów finansowych, materiałowych i energetycznych. Kosztom produkcji bomby atomowej mogą sprostać tylko niektóre kraje. Dlatego też realnym zagrożeniem wydaje się nie zbudowanie, lecz wykradzenie gotowej bomby przez terrorystów. Odnośnie istnienia nowoczesnych środków do wykrywania przewożonych substancji rozszczepialnych, należy zauważyć, że obecnie jest możliwe wykrywanie materiałów rozszczepialnych (plutonu, uranu U-235) oraz samej broni jądrowej, lecz wymaga to specjalnej aparatury, dyscypliny i organizacji odpowiednich służb. Oprócz zwykłych aparatów rentgenowskich do prześwietlenia bagażu potrzebne są detektory miękkiego promieniowania rentgenowskiego i neutronów prędkich. W USA na przejściach granicznych i lotniskach są już obecnie zainstalowane małe generatory neutronów, którymi bombarduje się bagaż podróżnych. Pod wpływem neutronów pluton lub wzbogacony uran emituje łatwo wykrywalne promieniowanie gamma i neutronowe. Przy pomocy tych urządzeń można wykryć pluton w ilościach miligramowych. Być może z tego powodu, że urządzenia do wykrywania przewożonych materiałów radioaktywnych służą do kontroli bagażu, zostało rozpowszechnione przez dziennikarzy pojęcie „walizkowej” bomby atomowej. Należy jednak zauważyć, że walizki z bombami atomowymi, którymi straszą dziennikarze, mogą służyć, co najwyżej, do ewentualnego przemieszczania materiałów rozszczepialnych, a nie do przenoszenia całych bomb atomowych.
Mimo straszenia przez dziennikarzy atakiem terrorystycznym z użyciem broni jądrowej, światu realnie nie grozi atak terrorystyczny przy pomocy jakieś małej bomby atomowej (schowanej do walizki), ale rozpętanie wojny atomowej przez któreś z azjatyckich czy bliskowschodnich państw o nieprzewidywalnej polityce. O tym zagrożeniu świadczą już same tytuły artykułów prasowych: „Phenian ma już broń plutonową” („Metropol” z 19.10.2004 r.), „Nuklearne porozumienie” („Metropol” z 28.02.2005 r.), „Koreańska Republika Ludowo-Nuklearna” („Metropol” z 11-13.02.2005 r.), „Atomowe ambicje rządu Iranu” („Metropol z 14.02.2005 r.), „Szaleniec z bombami” („Tygodnik Forum” za „Der Spiegel” z 14.02.2005 r.), „Iran odrzuci traktat o broni atomowej” („Metropol” z 13-15.05.2005 r.), „Rosja i Chiny popierają Iran” („Nasz Dziennik” z 18-19.06.2005 r.), „Phenian ma bombę atomową” („Metro” z 9.05.2005 r.), „Kto naciśnie guzik wyrzutni” („Metropol” z 16-18.07.2005 r.). A w tym roku choćby przykładowo: „Rakiety straszą świat” („Metropol” z 6.07.2006 r.), „Chcą broni jądrowej i będą ją mieli” („Nasz Dziennik” z 4-5.03.2006 r.), „Pakistan buduje nowy reaktor” i „Libia chce bomby A” („Nasz Dziennik” z 25.07.2006 r.).
Fakty podawane w przytoczonych artykułach prasowych świadczą o tym, że rozpowszechnianie broni jądrowej coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Można powiedzieć, że grozi to naruszeniem tradycyjnej „równowagi strachu” gwarantującej, że broń jądrowa nie zostanie użyta. Nielegalne rozpowszechnianie broni jądrowej jest dzisiaj możliwe dzięki funkcjonowaniu czarnego rynku technologii jądrowych i materiałów rozszczepialnych. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej w Wiedniu przy okazji inspekcji w Libii po tym, jak pułkownik Muammar Kadafi jesienią 2003 r. wydał zgodę na wjazd inspektorów MAEA, uzyskała dokumenty świadczące o udziale Pakistanu w nielegalnym handlu bronią jądrową. Dokumentacja dotycząca planów konstrukcji głowic nuklearnych została przekazana mniej więcej dwadzieścia lat wcześniej przez Chiny swojemu sojusznikowi Pakistanowi, a następnie sprzedana Libii przez szefa pakistańskiego programu zbrojeń jądrowych, Abdula Kadir Chana. Nie wiadomo, czy uczynił to z własnej inicjatywy, czy za zgodą władz Pakistanu. Kiedy sprawa została upubliczniona wziął całą winę na siebie.
strony: [1] [2] [3] [4] [5]
|