Bywa i tak, że człowiek wyrzucony z pracy dzięki jakiemuś TW pracy nie ma do dziś, podczas ten który go wyrzucił zdążył już kilkakrotnie awansować i żyjąc w komforcie nabija się z biedy tego pierwszego. Naprawić się tego nie da, bo nikt nie wróci straconych lat, ale można próbować przynajmniej częściowo zadośćuczynić powstałej krzywdzie. Jednym z elementów takiego zadośćuczynienia byłoby odsuniecie ich krzywdzicieli od władzy. Druga strona medalu, to lustracja obecnych elit. Jeśli nie możemy zapewnić sobie komfortu posiadania właściwego zaufania do wszystkich współobywateli, spróbujmy zaufać tym, których chcielibyśmy widzieć jako autorytety moralne. Jest kilka takich grup: policjanci, sędziowie, prokuratorzy, ale również cieszący się dużym autorytetem społecznym profesorowie uczelni. W tym ostatnim przypadku sytuacja jest o tyle niedobra, że z jednej strony dużą część pracowników IPN-u stanowią naukowcy więc o myślenie w kategoriach „kruk krukowi oka nie wykole” nietrudno, z drugiej zaś prasa, np. ostatnia „Polityka”, pisze o wyjątkowo niskich motywach podejmowania przez naukowców współpracy z SB, a środowisko naukowe, jako całość, było w czasach PRL-u elitą społeczną. Nakłada się na to jeszcze niemożliwość prześledzenia sposobów dochodzenia ludzi do gwarantującego relatywnie dostatnie i bezpieczne życie stanowiska samodzielnego pracownika naukowego, co budzi nieprzyjemne podejrzenia o związki niektórych karier naukowych ze współpracą z SB. Środowisko naukowe powinno, w trosce o dobrze pojęty własny interes, domagać się natychmiastowej lustracji osób pełniących w nauce i szkolnictwie wyższym kierownicze stanowiska. Na liście Wildsteina są takie nazwiska, np. kilku rektorów i prorektorów. Przejrzeć te teczki da się w kilka tygodni i wcale nie muszą tego robić wyłącznie naukowcy. Najlepiej byłoby, aby ustrzec się podejrzeń o manipulacje, natychmiast wszystkie te materiały zabezpieczyć i ogłosić listę osób, które w krótkim czasie mogą swe teczki obejrzeć i, po tzw. „anonimizacji” upublicznić np. w Internecie. Na liście tej powinni być wszyscy zajmujący w nauce stanowiska od prodziekana w górę. Można dyskutować czy wyżej czy niżej, ale jakaś część naukowej elity winna tu zostać jednoznacznie określona. Lista Wildsteina stawia też w zupełnie nowym świetle kwestię ujawniania, kto i za co otrzymał stopień czy tytuł naukowy. Aby lustracja elit naszej nauki i szkolnictwa wyższego była wiarygodna należy ujawnić dorobek naukowy wszystkich samodzielnych pracowników naukowych. To też można zrobić szybko, wystarczy zarządzenie ministra. Myślę, że oprócz tego powinniśmy żądać szybkiego udostępnieniu teczek wszystkim ludziom pracującym po wojnie na uczelniach, najlepiej w kolejności „im później pracował, tym wcześniej dostanie teczkę” i ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej przez PRL pokrzywdzonych. Próby omijania tego problemu doprowadzą do całkowitego upadku autorytetu pracowników nauki i szkolnictwa wyższego. Autorytet ten jest dziś wysoki, a upadek z dużej wysokości boli bardziej niż z małej.
strony: [1] [2] [3] [4] [5]
|