Niestety brakuje ogólnej przyszłościowej wizji systemu nauki i edukacji w Polsce, a rektorzy nawołujący niekiedy do dyskusji na temat reform nauki i edukacji - na ogół nie chcą dyskutować na szerszym forum, co najwyżej we własnym gronie. Stan nauki i edukacji to problem dotyczący całego społeczeństwa i taki monopol jednej korporacji jest niemożliwy do zaakceptowania. Potrzebna jest ogólnospołeczna debata nad całościową reformą, a nie podawanie wycinkowych rozwiązań do milczącej akceptacji.
Społeczeństwo jest informowane przez korporację profesorów, że w wyniku konieczności dostosowania się do standardów unijnych opracowany został tzw. prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym. A trzeba wiedzieć, że jest to projekt niezgodny z tzw. kartą bolońską (Wielka karta uniwersytetów europejskich - dokument ogłoszony we wrześniu 1988 roku przez rektorów uczelni europejskich i podpisany także przez rektorów uczelni polskich http://www.uni.torun.pl/uczelnia/dokumenty/statut/katra/ bo jest moralnie i intelektualnie uzależniony od czynników politycznych. Zatem ewentualne przyjęcie go w parlamencie może być zaskarżone do Trybunału Europejskiego. Projekt zresztą petryfikuje dotychczasową hierarchię stopni i tytułów naukowych tak odmienną od rozwiązań europejskich i amerykańskich, w tym taki relikt ubiegłej epoki jak habilitacja czy takie kuriozum jak profesor "belwederski". Pozostaje także w tym systemie umocowana przy premierze od czasów komunistycznych Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów. Zwiększona ma być i tak autokratyczna władza rektora oraz utrzymana praktyczna nieusuwalność profesorów "belwederskich" ze stanowisk. Projektowana ustawa nie wymaga od profesorów dalszej efektywnej pracy naukowej, mimo że obecnie należą do rzadkości ci, którzy dalej uprawiają naukę po uzyskanej profesurze. Projekt stanowi zwycięstwo korporacji profesorów dobrze pilnującej swoich interesów. Interesy te zabezpieczają ponadto Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, która nie ma ochoty zajmować się zgłaszanymi patologiami w szkołach wyższych i ponadto Państwowa Komisja Akredytacyjna, której działania - zupełnie inaczej niż w krajach europejskich - nie są do końca jawne. Zapomniano całkiem o potrzebie instytucji mediatora akademickiego, znanego zarówno z USA, jak i z krajów europejskich.
Istnieją co prawda rozbieżności między uczelniami państwowymi i niepaństwowymi, ale niestety rektorzy uczelni niepublicznych walczą głównie o utrwalanie patologii w postaci wieloetatowości profesorów, akceptując inne systemowe mankamenty ustawy. Niedobrze to wróży dla przyszłości nauki i edukacji w Polsce.