O pisaniu grantόw jest też jedna ważna uwaga, mimo że są one teoretycznie tajne, dobrą radą dawaną każdemu jest: nie ujawniaj swoich najlepszych pomysłόw bo ktoś cię uprzedzi. Będzie recenzował twόj grant, jak zobaczy że masz świetny pomysł to twόj grant uwali, a sam, pomysł przechwyci i zrealizuje, ty nie masz pieniędzy, on ma, on to zrobi i jemu przypadnie sława i zaszczyty. Prόbuje się z tym zjawiskiem walczyć głόwnie przez apele do uczciwości a czasem przez procesy sądowe ale w nauce jest to bardzo trudne, często się zdarza że na takie same pomysły wpada wiele osόb niezależnie. W sądzie trzeba konkretnych dowodόw a o to trudno bo wszystko jest niby tajne. Do cech systemu grantowego można też więc dodać taką, że służy do wysysania przez starych kumpli dobrych pomysłόw z młodych naiwnych, ktόrzy prezentują je w dobrej wierze. Jak jednak już manna, czyli grant przyjdzie to można liczyć też na pewne ekstra przyjemności. Pieniądze z grantu można wydać. Kiedyś określenie „Mister 5%” dotyczyło skorumpowanych elit w krajach trzeciego świata, gdzie zagraniczny inwestor zaczynał każdy interes od przekupienia urzędnikόw. Wiele się przez ten czas zmieniło, albo i USA zakwalifikowały się same do świata, ktόrym kiedyś pogardzały. Profesor mając dużo pieniędzy na zakup aparatury może kupić ją gdzie chce bo rzadko się zdarza aby dany przyrząd był produkowany tylko przez jedną firmę. Więc firma musi go jakoś zachęcić. 5% to niewiele ale aparatura potrafi być bardzo droga, niektόre urządzenia idą w miliony dolarόw. Niech każdy policzy sam. Takie duże granty są rzadkie i w porόwnaniu do prawdziwych ludzi z biznesu profesorowie mogą się uważać za świętych i tak zresztą często robią.
W nauce zrobił się więc wyścig szczurόw jak w pierwszym lepszym banku inwestycyjnym. Naukowcy nie chcą już wcale ze sobą rozmawiać bo ktoś może ukraść pomysł albo nawet się czegoś dowiedzieć. Jest jeden wielki szef, ktόry każdego rozlicza; to te narodowe fundacje naukowe, bez dostępu do ktόrych nie ma nawet pieniędzy na prόbόwkę. Opinia publiczna liczy naukowca publikacje jak bramki w meczu piłkarskim. Rządni poklasku politycy od czasu do czasu chcą robić porządek wyrzucając „nieproduktywnych”, czyli tych co publikują za mało. Nikt nie zada pytania czemu akurat starzy blokują miejsca młodym w nauce a nie na przykład w przemyśle spożywczym? Rozwόj scholaryzacji spowodował że na uniwersytety gna się ludzi, ktόrym kiedyś przed wojną by nikt nie dał nawet małej matury w gimnazjum, doktoraty daje się tym co zasługują najwyżej na maturę. Taka jest kwintesencja organizacji nauki dziś. Nie powstała ona w wyniku wyboru ludzi siedzących w nauce ale z nacisku administracji. Administracja sterując procesem naboru, choćby przez samo stawianie kryteriόw, była w stanie doprowadzić do tworzenia gremiόw, ktόre właśnie jej odpowiadają. Jednym ze sztucznie wykreowanych przez administrację zjawisk jest system oceny naukowca, ktόry polega na liczeniu ilości publikacji naukowych jako miernika jego pracy. Jest zupełnie jasne, że nikt w administracji nie byłby nigdy w stanie takich prac zrozumieć, ale liczyć do 100 potrafi większość. Przez wiele lat starzy ludzie wyśmiewali takie pomysły, ale administracja jak woda w chińskiej torturze drążyła kamień, na nowe posady przyjmowano już tylko ludzi, ktόrzy uważają to co uważa administracja. Starzy odeszli a jej poglądy, ktόre kiedyś brano za dowcip lub koszmar stały się poglądami obowiązującymi. Młodzi kandydaci już nie potrafia mieć poglądu własnego. Potrafią się tylko jak najlepiej wpisywać w system. Podobnie dzieje się z całą resztą spraw, system w ktόrym nie było znaczących zmian przypomina.... zresztą to widać.
(....)
Bogusław Poźniak, New Orleans
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8]
|