Maciej Panczykowski
Prywatny folwark gwiazd nauki
Studia na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego kończyłem u schyłku lat 90-tych ubiegłego wieku. Mogłoby się więc wydawać, że moje obserwacje są już nieco przestarzałe.
Jednak, z mojego doświadczenia wynika niezbicie, że w Polsce zmiany ewolucyjne są zazwyczaj zmianami na gorsze. Zatem, jeśli to, co poniżej napiszę, trochę straciło już na aktualności, to tylko dlatego, że teraz jest jeszcze gorzej. A zmiany typu: nowy budynek wydziału, coraz więcej kolorowych plakatów obwieszczających o konferencjach, nie powinny nikogo zwieść. Bo przecież wiadomo, że w bardziej „krzyczącym” opakowaniu mogą być coraz gorsze cukierki…
Świadomość kompensacji i pozostawanie bezlitośnie nieczułym na całą otoczkę marketingową pozwala łatwo dojść do wniosku, że wydział biologiczny uniwersytetu, mieniącego się być polskim nr 1, nie wniósł i nadal nie wnosi istotnego czy przełomowego wkładu w edukację, medycynę i biologię.
I wraz z pogłębiającą się degeneracją polskiej nauki, szansa na to maleje.
Poniżej przytaczam garść obserwacji zebranych okiem studenta – człowieka młodego, dla którego rzekomo jest uniwersytet.
Na NFA jest pewien deficyt studenckich artykułów na temat kondycji uniwerków. Jest tam oczywiście sporo prac doświadczonych naukowców, którzy wypowiadają się szczegółowo o patologiach systemowo-organizacyjnych polskiej nauki i o propozycjach reform.
Sporo się nauczyłem, bo moją przygodę z polską nauką instytucjonalną zakończyłem w wieku 27 lat (dłużej nie wytrzymując), więc było za wcześnie na zaznanie niektórych problemów.
Jednak, oprócz samej nauki mamy jeszcze szkolnictwo wyższe, i to na tym drugim zagadnieniu skupię się tutaj przede wszystkim.
strony: [1] [2] [3] [4]
|