Po 2 latach żywienia się w tanich barach i życia w stresie wynikającym z odpowiedzialności, jaka tylko na mnie spoczywała (nikt nie chciał merytorycznie współpracować, bo pieniądze były śmieszne, a liczba krytykantów była zawsze tym większa, im mniejsza była liczba współpracowników) moje zdrowie było w strzępach.
Szef właściwie nic nie robił, tylko szefował i od czasu do czasu miał kaprysy, które trzeba było realizować, najlepiej za darmo. Olimpijczycy coraz bardziej zwracali się w moim kierunku, bo doceniali pisanie pytań, a przede wszystkich stronę internetową, którą dla nich zrobiłem i często aktualizowałem. Entuzjazm i zainteresowanie olimpijczyków nie był źródłem radości dla szefa, lecz frustracji, bo siłą rzeczy znalazł się on na drugim planie.
A więc w nagrodę za komputeryzację OB, stronę www i 2 lata intensywnej pracy zostałem zwolniony, choć z wszystkich obowiązków wywiązywałem się. Jeszcze na dodatek usłyszałem, że ewentualna sprawa w sądzie pracy będzie mnie dużo kosztować. Szef wiedział, że mam mało pieniędzy, więc może dlatego, mówiąc to, cynicznie się uśmiechał. Jednym słowem "Murzyn zrobił swoje i może odejść".
ZAKOŃCZENIE
Myślę, że gdyby szef OB był rozliczany z dokonań swego zespołu i miał świadomość, że podwładni nie są bezbronni, to decyzje, jakie odnośnie nich podejmował i warunki, jakie im stwarzał byłyby daleko lepsze. Niestety, w tym chorym systemie, w jakim tkwi OB, interes pracowników i olimpijczyków nie ma szans wygrać z egoizmem jednostki.
Maciej Panczykowski
Katowice, 2005.03.17
Maciej Panczykowski
strony: [1] [2] [3]
|