Józef Wieczorek
Czarna księga komunizmu (uniwersyteckiego)
Gdy 16 maja 1999 r. do Krakowa przyjechali twórcy „Czarnej księgi komunizmu” – Stephane Courtois oraz Jean-Luis Panne – i w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego spotkali się ze społeczeństwem Krakowa, nie było tam ani władz UJ, ani wybitnych krakowskich historyków. W tym czasie w Europie nad „Księgą” toczyły się ożywione dyskusje – a w Krakowie cisza! Ciekawe dlaczego?
Czyżby to był problem mało nośny naukowo? Przecież nośnikiem komunizmu były w niemałym stopniu środowiska intelektualne, w tym znakomici uczeni. Niestety nie wszyscy historycy tak sądzą. Jeden obsypywany laurami historyk krakowski twierdzi wręcz, że na prace nad „czarną księgą komunizmu w nauce i edukacji” nie warto przeznaczać publicznych pieniędzy. Chyba niektórym historykom nie chodzi o ujawnienie prawdy, tylko o jej zaciemnienie – tak to wygląda w oczach nie-historyka, który chciałby się jednak dowiedzieć, co tak naprawdę kryje się pod tytułami, gronostajami, katedrami. Przecież to część naszej rzeczywistości.
Czytamy czasem w książkach, że w PRL-u zgony niektórych profesorów były tajemnicze, a kariery ich sukcesorów dziwnie błyskotliwe. Dr Marek Wroński za próbę odtworzenia zagadki śmierci prof. Mariana Grzybowskiego dostał kilka nagród, ale i stanął przed sądem. Niebezpiecznie jest dochodzić prawdy.
Życie akademickie z trupem w szafie
W Krakowie rozeszły się wieści, że Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, do powstania której przyczynił się rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamierza opublikować akta bezpieki. Poruszyło to liczne gremia. Jednych porusza to, że w ogóle tak zamierza się uczynić, drugich – kto ma to robić, a jeszcze innych – po co to robić. Racje są różne i podzielone. Jedni mówią, że potrzebują prawdy jak chleba. Inni – że to sprawa przedwyborcza. Jeszcze inni, że to personalne rozgrywki.
Jedno jest pewne: władze UJ zachowują się tak, jakby chciały, aby sprawy środowiska uczelni badali tylko sami swoi. Być może sądzą, że nie może być tak, aby osoby nieuprawnione, niezależne od władz, a zatem niekompetentne, badały pewne rzeczy w sposób nieposłuszny. Chodzi zapewne o to, aby jedno ujawnić, a drugie utajnić.
Władze uczelni wiedzą, co robią, bo wiedzą, co robiły w ciemnych okresach naszej historii. Nie bez przyczyny heroicznie bronią dostępu do teczek uczelnianych łamiąc nawet Konstytucję III RP. Po co wywlekać prawdę na światło dzienne? Trzeba publicznie wołać o poszukiwanie prawdy, bo to zapewnia prestiż i autorytet moralny, ale faktyczne ujawnienie prawdy mogłoby ten prestiż obniżyć, zaś autorytet zniszczyć. Prawda jest niebezpieczna. Lepiej żyć z trupem w szafie, podpierając mocno drzwi, aby trup nie wypadł.
Środowiska akademickie nie zostały oczyszczone w okresie transformacji, a w czasie PRL zostały tak osłabione, że utraciły moc samooczyszczenia. Uczelnie oczyszczono natomiast z ludzi nielojalnych w stosunku do trzymających władzę i stanowiących zagrożenie dla przewodniej siły narodu. Czyściły komisje anonimowe, zapewne z odpowiednim udziałem czynnika stojącego na straży jedynie słusznego systemu. Podania informacji o składach tych komisji władze uczelniane do dnia dzisiejszego bronią iście heroicznie...
strony: [1] [2] [3]
|