Józef Wieczorek
Agenci na UJ , czyli dramat mediów i autorytetów
W ostatnich dniach media (Gazeta Wyborcza, częściowo także Rzeczpospolita i in.) w związku z ogłoszeniem przez Gazetę Polską listy konfidentów SB na UJ informowały o skandalu lustracyjnym, o dramacie człowieka, który rzekomo znalazł się na tej liście. Chodzi o spektakl medialny wokół dr Marka Kuci - adiunkta socjologii UJ, który nosi to samo imię i nazwisko co uważany za konfidenta wg Gazety Polskiej niegdysiejszy student prawa. Problem w tym, że w artykule w GP nie było najmniejszej nawet sugestii, że chodzi o tą właśnie osobę. Nikt adiunkta o donoszenie nie pomówił, nie oskarżył. Skąd ten zgiełk ? Przecież jak prasa podaje, że np. Jan Kowalski coś np. ukradł, nie ma zgiełku medialnego na temat dramatu innych Janów Kowalskich rzekomo pomówionych w mediach o kradzież. Nie ma też postulatów, aby wreszcie skończyć z pisaniem np. o złodziejach po nazwisku, bo można tym skrzywdzić niewinnych.
Jak wynika z wypowiedzi samego 'poszkodowanego' nie zauważył on aby był w stanie dramatycznym. Nikt go z pracy nie zwolnił, ani nie miał zamiaru , nie udzielił nagany, ostracyzmem bynajmniej nie został objęty. Objęty został natomiast zgiełkiem medialnym na okoliczność manipulowania faktami w celu zdyskredytowania lustracji.
Fakt, że Rektor UJ zaprosił go przez pomyłkę na rozmowę razem z niewątpliwymi agentami. Ale się szybko wyjaśniło, że to pomyłka raczej zrozumiała dla wszystkich, którzy znają standardy pracy administracji uczelnianej. To nie kompromitacja listy GP tylko co najwyżej nieprofesjonalnych działań administracji UJ.
Władze uczelni natychmiast oświadczyły: 'Mamy nadzieję, że los zgotowany panu dr. Markowi Kuci będzie przestrogą dla autorów kolejnych tego typu publikacji. Suche listy imion i nazwisk agentów SB, bez szerszej informacji o osobach na nich figurujących, mogą stać się przyczyną wielu ludzkich dramatów". Ale o jaki dramat ludzki tu chodzi ?
Doktor wie kim jest i kim był. Nie stracił poczucia własnej tożsamości, ani poczucia własnej wartości , czego chyba nie można powiedzieć o zgiełkotwórcach. Nie chodzi tu o dramat osoby ludzkiej, lecz chyba o dramat polskich mediów, wspieranych przez autorytety, które jakoś nie mogą sobie poradzić ze swoją medialnością i moralnością.
strony: [1] [2]
|