Tomasz Barbaszewski
Nie on ukradł – a jemu
ukradli...
Jak sama nazwa wskazuje Uczelnia ma
uczyć...
Wydaje się to oczywiste, ale jaka jest
rzeczywistość? Sprawa dydaktyki jest stosunkowo rzadko poruszana –
tak jakby nie miało to większego znaczenia. Lista filadelfijska,
cytaty, ocena dorobku (przez kogo?) oto najważniejsze problemy. A
tymczasem:
„Na bloczku o promieniu R i momencie
bezwładności I nawinięto sznurek, na którym wisi
ciężarek...”
„W naczyniu z tłokiem o początkowej
objętości Vo znajduje się gaz doskonały...”
„Do bateryjki podłączono żaróweczkę
i stwierdzono, że przepływa przez nią prąd o natężeniu Io...”
Czy to fragmenty zadań z fizyki z
gimnazjum? A może z liceum? NIE – to zadania dla studentów
I i II roku „wiodącej” uczelni technicznej, która pewnie
zostanie zaliczona do „flagowych”!!! Rany Julek – dobrze, że
nie jestem studentem, bobym się na śmierć zanudził – tym
bardziej, że zadania nie zmieniają się od lat i „gotowców”
z rozwiązaniami dostatek.
Czy naprawdę Panowie Dydaktycy
wierzycie, że takie problemy zachęcą do zdobywania wiedzy
współczesnego dwudziestolatka, który ma do dyspozycji
„neta”? A jak wygląda program laboratorium? Dalej nieśmiertelne
pomiary wydłużenia obciążanych sprężynek za pomocą linijki...
Może powodem jest brak kadry? Ale
skąd! W samym Krakowie mamy co najmniej CZTERY WYDZIAŁY kształcące
fizyków! I nic to, że mają one kłopoty z naborem studentów!
A potem trzeba gdzieś upychać absolwentów. Do szkół
na nauczycieli młodzież się jakoś nie garnie – a więc powstają
kolejne „przechowalnie”. Ci, którzy nie załapali się na
„chów wsobny” oraz „dynastyczną samoreprodukcję” są
umieszczani w takich „przechowalniach”. Najczęściej są
sfrustrowani („nie złapali” się do Pierwszej Ligi) – a więc
narzekają w swych pokojach na „słabo przygotowanych studentów”.
Działalność naukowa w „przechowalni”? No, przecież nie ma
warunków. Tak więc utrzymują kontakt z jakimś ośrodkiem
mającym prawa do nadawania stopnia doktora (inaczej przecież nawet
z „przechowalni” ich wyrzucą). Efekt – w „przechowalni”
ich najczęściej (oprócz zajęć i konsultacji) nie ma bo
przecież „prowadzą działalność naukową w przodującym
ośrodku” (czytaj – starają się uzyskać doktorat, a raczej
„wpłynąć na Szefa, aby wypromieniował kwant pracy”). A po
doktoracie nic się nie zmienia – bo przecież dla stabilizacji
potrzebna jest habilitacja – a dzieci już dorastają!
Czy jest więc czas na dydaktykę?
Oczywiście, na zajęciach być trzeba. Czasem warto przygotować
jakiś skrypcik (policzy się do osiągnięć). Ale więcej? Kiedy?
Trzeba przecież spotkać się z opiekunem, przeprowadzić obliczenia
lub pomiary – a w „przechowalni” jest to niemożliwe. Dydaktyka
jest więc realizowana zgodnie z zasadą „najmniejszego wysiłku”.
Taka praktyka powoduje także, że
„przechowalnia” się nie rozwija – bo po pierwsze nie ma tego
kto robić (nie ma czasu), a po drugie nie jest to w niczyim
interesie! Jeszcze władze „przechowalni” zaczęłyby stawiać
jakieś wymagania swym pracownikom!
No tak, ale jak uzasadnić sens
istnienia „przechowalni”? Najlepiej powołać WYDZIAŁ i otworzyć
nabór na studia. Możliwości jest szereg – fizyka może być
techniczna, stosowana, medyczna (z przedrostkiem bio- lub bez niego),
budowli itp. Dobrze jest również podkreślić nowoczesność
dodając „...i informatyki” - najlepiej stosowanej (bo jeszcze
jakiś teoretyk się przyczepi).
A prowadzenie zajęć na poziomie
gimnazjum zawsze się uzasadni „no przecież mamy taki słaby
materiał ze szkół”!
To nie dzieje się w Uczelniach
Prywatnych! Nie da się!
No to kto ma poprzeć te reformy? Nie
widzę, nie słyszę!
Tomasz Barbaszewski
|