Łatwo zauważyć, że rozumowanie to nie jest całkiem logiczne. Przede wszystkim musi zastanawiać fakt, że co prawda formalnie jego agenturalność skończyła się wiele lat temu (z wyjątkiem tych, którzy zostali przewerbowani), ale istnieją także układy nieformalne. Struktury esbeckie przeistoczyły się w układy nieformalne i mafijne, o czym każdy wie. W tych układach sprawy wyglądają zgoła odmiennie. Sprawy przesuwają się z historii do teraźniejszości. Jest bardzo wątpliwe, że wspomniane struktury łatwo rezygnują z wcześniejszych zdobyczy, choćby z tych biednych naukowych „duszyczek”.
A teraz całkiem poważnie. W lustracji naukowców nie chodzi o to, aby wyrzucać z pracy Bogu ducha winnych naukowców. Chodzi o to, że stanowili oni i nadal stanowią zagrożenie dla rozwoju nauki i młodzieży akademickiej, którego należy się wreszcie pozbyć. Nawet fakt, czy dany agent bezpieki był wrednym donosicielem czy ofiarą łatwowierności nie ma tutaj większego znaczenia. Czy jego donosicielstwo miało związek z pracą naukową czy nie miało, też nie ma znaczenia. Podstawowe znaczenie ma fakt, że stanowi on zagrożenie, którego można skutecznie uniknąć jedynie wówczas, gdy się go odsunie od psucia nauki i młodzieży.
Ta argumentacja zapewne jest Senatowi UW znana, a mimo to nie przyjmuje jej do wiadomości albo uważa za podrzędną wobec argumentacji forsowanej przez siebie. W tym celu posługuje się mało przekonywującymi wybiegami prawniczymi „natury prawno-konstytucyjnej”. Tak oto Senat przekracza linię dzielącą krytykę ustawy lustracyjnej od sabotowania procesu lustracyjnego w ogóle. Ignoruje przy tym zasadniczy problem, że stając w obronie uniwersyteckich agentów SB gotów jest zaprzepaścić lustrację wszystkich, którzy wykonują funkcje zaufania publicznego, a przy okazji – żywotny interes publiczny.
Nie powinno nikogo zdziwić, jeśli szeroka opinia publiczna znajdzie w omawianej uchwale władzy Uniwersytetu Warszawskiego taki mniej więcej, niepisany przekaz: my agenci bezpieki wraz z naszymi wychowankami i sympatykami stanowimy większość w Senacie Uniwersytetu Warszawskiego. A to oznacza, że rządzimy całą społecznością uniwersytetu. Przekazu tego nie osłabi sprowadzenie zastrzeżeń przeciw lustracji do „natury prawno-konstytucyjnej” ani przekonanie, że obecną ustawę należy znowelizować, a przynajmniej zawiesić jej wykonanie do „czasu rozstrzygnięcia jej zgodności z konstytucją”. Każdy taki sprzeciw jest podobnie opakowany i przystrojony.
Nic nie przekreśli faktu, że sprzeciw ten wypływa od osób zainteresowanych utrąceniem lustracji. Gdyby chociaż agenci SB na czas głosowania nad ustawą wyszli z sali Senatu ! Wtedy, być może, wynik głosowania nad omawianą uchwałą byłby inny.
Artur Śliwiński
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6]
|