Marian Kuraś
Nostra Alma Mater czy Alma mać bądź Alma Macocha
Każdy z nas doskonale pamięta znaczenie kolokacji Alma Mater, jak z łaciny zwykło się określać uczelnię – matkę karmicielkę, w której pobierało się nauki zwykle na całe życie. Wyposażywszy się w wiedzę a przede wszystkim stosunek do edukacji owocujący dziś wśród cywilizowanych nacji postawą nieustającego dokształcania się wracamy do najważniejszych nauk z czasów młodzieńczych. Dobrze działo się, gdy Alma Mater pozostawała sentymentalnym symbolem czasów młodości. Później wśród braci studenckiej korzystano z mającego to samo znaczenie w naszym języku frazy a budzącego zgoła odmienne asocjacje – Alma mać bądź zupełnie jednoznaczne – Alma macocha. Chciałbym móc szczerze mówić z uczuciem i zasłużoną wdzięcznością o mojej Alma Mater, ale nie dziwię się studentom i niektórym pracownikom wspominającym swój były ‘zakład pracy’ jako macochę. Moje doświadczenia są na tyle upoważnione, że od kilku lat nie jestem w stanie spokojnie myśleć o instytucji, której dystynkcja ogranicza się do nazwy uniwersytetu zaś codzienne praktyki nawiązują raczej do socjalistycznego ‘zakładu pracy’. Dlaczego? Lista ułomności pozostaje długa a na dodatek stale wydłuża się. Jej zawartość jest istnym fenomenem. Nie będę jej rozwijał ani uzasadniał, gdyż przekroczyłoby to wytrzymałość najbardziej cierpliwych Czytelników. Ponadto jest ona oparta na moich indywidualnych obserwacjach i doświadczeniach. Oto lista ułomności, z których liczne są casae belli a przynajmniej powinny stać się rozważanym powodem cofnięcia licencji: hamowanie badań (sic!) przy jednoczesnym intensywnym ich markowaniu; nieuczciwe / niezgodne ze standardami, jakie powinny cechować naukę recenzowanie prac explicite określanych jako naukowe (recenzowanie nazwiska autora / promotora a nie pracy naukowej); dezawuowanie a priori rezultatów pracy badawczej autorstwa (‘niedoświadczonych’) pracowników nie mających statusu ‘samodzielnego’; zaniechanie budowy zespołów badawczych; powodowanie erozji struktury społecznej zatrudnianych zespołów, ich atomizacja na skutek wadliwej organizacji i nieokreślonych celów; intencjonalny brak komunikacji w zespołach katedr i zakładów bądź jej świadome ograniczanie; formalistyczne acz niekonsekwentne organizowanie pracy; niejasność i radykalny formalizm w ocenach jakoż i skrajna niekompetencja w ich ferowaniu; brak jakiejkolwiek dyskusji nad tworzeniem programów studiów oraz ich powoływanie bez zdeterminowanego finalnego efektu i jasno sprecyzowanym celu (profilu absolwenta); skrajny formalizm i doglądanie szczegółów przy pozostawieniu problemów zasadniczych ad calendam graecam; zatrudnianie nowych pracowników w myśl zagadkowych reguł i bez dopuszczania do konfidencji zespołu; nepotyzm i budowanie kamaryli i kameralnych ‘kooperatyw dydaktycznych’ w oparciu o zasady budzące najwyższe wątpliwości i z pomijaniem dobrych praktyk uczenia; brak elementarnej jawności tak w kwestiach badawczych jak i organizowania zajęć dydaktycznych; traktowanie pracowników jak zakładników, którym wyznacza się ‘zadania do wykonania’ bez pokazania celu i sensu; zupełny brak nawet pozorów pracy zespołowej i fingowanie planowania traktowanego jako nieprzydatne w pracy naukowej (sic!); całkowite i planowe lekceważenie pracowników jak natrętnych petentów a ich prób wyrażenia swej opinii jako czegoś, co nie miało miejsca; a to wcale nie wszystkie aberracje w jednej z wielu uczelni w naszym kraju., gdzie (wstyd przyznać) łamane są podstawowe regulacje / zasady cywilizowanego społeczeństwa.
Wymienione wyżej przyczyny powodują, że młodzi adepci pracy badawczej są skutecznie zniechęcani a wręcz przymuszani do wykonywania swej pracy niesolidnie. Ważne jest, by było to w zgodzie z formalistycznymi regułami, bo tylko takie ich zachowanie zapewnia spokojne przetrwanie a nawet promocję i nieokreślone powodzenie. Trudno jest zachowywać się lojalnie wobec takiej instytucji a dokładniej wobec niektórych osób ją reprezentujących. Sam w takich przypadkach najczęściej odpowiadałem, że takie mamy prawo, jakie sklecili według swej wiedzy wybrani przez nas reprezentanci. Prawdziwy kłopot sprawiały pytania studentów, dla których moje odpowiedzi zawsze miały żywotne znaczenie. Sam zresztą ich namawiałem do zapoznania się z programem studiów w przodujących na świecie uniwersytetach i przedstawiania swych wątpliwości władzom uczelni. Do niedawna przechowywałem imponującą korespondencję, ale postanowiłem skończyć z tym. Nie chciałem zarazem odpowiadać na pytanie postawione w tytule. Jeszcze raz mam siłę zawierzyć otwartym i odważnym, wśród których p. prof. B. Kudrycka jest gwiazdą pierwszej jasności. Podjęcie się próby uporządkowania tej stajni Augiasza jest rudymentarnym zamierzeniem, które stawiam obok reformy gospodarczej lat 90-tych. Pani Profesor w mojej ocenie staje obok, dziś już w kraju mniej aktywnego, profesora L. Balcerowicza. Kolejne dzieło zmiany nie mniej znaczące od reformy finansów na początku lat dziewięćdziesiątych, to będzie rzeczywisty nowy początek naprawy Rzeczypospolitej. Nie możemy tworzyć nowego systemu edukacji w oparciu o zasoby odziedziczone i deformowane przez faktycznie niezmieniony kaganiec oświaty z poprzedniej epoki. Tylko rzeczywista zmiana pozwoli nam wyrwać się z odziedziczonego archaicznego systemu obróbki przez spłaszczanie. Nie chciałbym zostać źle zrozumiany – nie odważyłbym się dezawuować dorobku wielu dziedzin nauki, których nie znam i nie mam żadnych podstaw do recenzowania. Pozwoliłem sobie wyrazić opinię o całym wciąż ułomnym b systemie nauki, który pozostaje zawadą w jej rozwoju Sam przepracowałem prawie całe życie zawodowe w takiej uczelni starając się zawsze postępować zgodnie ze złożonym ślubowaniem (dążąc do prawdy, rzetelnie wykonując swe zobowiązania, postępując uczciwie i bezstronnie). Z pracy odszedłem szczęśliwie o własnych siłach i na własnych nogach ale jako kaleka po przetrwaniu pasma upokorzeń i dezawuowania a w końcu robienia ze mnie idioty przez ludzi, którzy dziedziny zupełnie nie znają, ale ‘zrobili karierę naukawą’. Teraz pozostaję ofiarą innego systemu odziedziczonego po PRLu systemu opieki społecznej. Sztandarowy zabytek tego systemu ZUS odmawia mi emerytury jako nienależnej (!?!) po 40 latach pracy z czego 34 w szkolnictwie wyższym. Jako rencista mogę spokojnie odpowiadać na pytania ‘życzliwych’ (po co ci to było? trzeba było siedzieć cicho i nie wychodzić przed szereg), bo nie mam sobie nic do wyrzucenia. Nie zrobiłem habilitacji, bo nikt z mistrzów nie był w stanie powiedzieć mi co owo słowo znaczy (sic!). Miałem zostać doktorem koszernym (w jednym słowniku znalazłem pośród innych odpowiedników właśnie ten, a tego znaczenia zupełnie nie przyswajam, choć ani koszerne ani niekoszerne mi nie szkodzi)? Bardzo szkodzi mi wszelako posługiwanie się niezrozumianymi pojęciami, co w naszym środowisku akademickim od lat stało się i nadal pozostaje w coraz większym stopniu nagminne. W zakończeniu chciałbym zadeklarować, że chcę z przekonaniem mówić o mojej Uczelni z szacunkiem i miłością moja Alma Mater a zdecydowanie ostro występować przeciw ‘alma mać’ i ‘alma macocha.’ Teraz nie mogę, gdyż chcę pozostać uczciwy wobec siebie a rozumiem ludzi, którzy tak bluźnią.
|