Popatrzmy teraz na sprawę oczami obywatela. -podatnika, który zarówno studentów jak pracowników uczelni utrzymuje. Chciałby on pewnie by system edukacji był wysokowydajny i żeby kształcenie (m.in. jego dzieci lub jego samego jeśli jest studentem zaocznym) było na wysokim poziomie i równocześnie możliwie tanie. Nie oczekuje pewnie cudów, ale chciałby, aby jego pieniądze wydawane były sensownie. Co więc taki obywatel - podatnik mógłby dostrzec i o co zapytać?
Rosnące koszty edukacji. Edukacja w swym obecnym kształcie jest systemem bardzo nieefektywnym. Nie jest to oczywiście stwierdzenie dobrze uzasadnione, bo nie ma dobrego sposobu policzenia czegoś takiego jak „sprawność edukacji”, ale faktem jest, że pożera ona społeczny grosz nie dając szans na jakąkolwiek kontrolę sensowności jego wydawania. Wiadomo chyba „od zawsze”, że wszędzie, gdzie możliwości dysponowania cudzą forsą rozchodzą się z odpowiedzialnością za własne decyzje forsa ta ma niewielkie szanse na zgodne z zamysłem jej głównego dysponenta wydawanie. Dokładnie taką sytuację mamy obecnie w szkolnictwie, może nawet bardziej tym „niższym” niż „wyższym”, ale zasada działania jest taka sama. W tradycji europejskiej finansowanie edukacji przez państwo jest wprawdzie osadzone bardzo mocno, ale już dziś widać jakie problemy mają z tym nawet kraje znacznie od naszego bogatsze. Problemy te będą narastać, bo coraz większą część kosztów edukacji pożera jej rozrastająca się (często poza jakąkolwiek kontrolą) infrastruktura.
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9]
|