www.nfa.pl/

:: Odnowa w szkolnictwie wyższym
Artykuł dodany przez: admin (2004-11-21 09:05:25)

Krzysztof Schmidt-Szałowski

Odnowa w szkolnictwie wyższym

Podstawowym zadaniem każdej szkoły jest wychowywanie i kształcenie młodzieży. Regulują to odpowiednie przepisy, określające obowiązki i uprawnienia zarówno uczących się, jak i nauczycieli. Bez dobrych nauczycieli nie ma dobrej szkoły, jednak złe przepisy mogą znacznie utrudniać szkołom wykonywanie ich zadań, deformując sam proces kształcenia. Pod tym względem polskie szkolnictwo wyższe znajduje się niestety w złej sytuacji. Jego działalność podlega nadal przestarzałym przepisom, nieuwzględniającym zasadniczych zmian, które zaszły w ciągu ostatnich kilkunastu lat w naszym kraju. Obowiązujące obecnie ustawy o szkolnictwie wyższym oraz o tytule naukowym i o stopniach naukowych zostały przeniesione z ustawodawstwa PRL, chociaż wprowadzono do nich zmiany, które nadały wielu państwowym uczelniom istotną autonomię i zdemokratyzowały ich ustrój. Umożliwiono także tworzenie szkół prywatnych. Jednak zasadniczy szkielet, na którym opiera się obecne prawo o szkolnictwie wyższym, nie różni się w istocie od obowiązującego w poprzednim ustroju.

W 1990 roku, gdy tworzono obecnie działające przepisy, nie można było przewidzieć zwielokrotnienia liczby studiujących oraz powstania setek nowych prywatnych uczelni. Nie spodziewano się również tego, że nauczyciele akademiccy, niezadowoleni z nieatrakcyjnych warunków pracy w uczelniach państwowych, łatwo znajdą dodatkowe źródła zarobków w szkołach prywatnych, a także w przemyśle, usługach itp. W rezultacie ci, którzy lekko traktują swoje obowiązki, a jest ich niemało, stali się niemal gośćmi w macierzystych uczelniach. Odbija się to fatalnie na poziomie zajęć dydaktycznych. Skuteczność pracy dydaktycznej i wychowawczej uczelni uległa znacznemu pogorszeniu także ze względu na drastyczne ograniczenie środków, które państwo przeznacza na kształcenie. Zmusiło to uczelnie do ograniczania wydatków drogą zmniejszania wymiaru zajęć dydaktycznych, zwłaszcza w kosztownych laboratoriach, jak również praktyk studenckich, a z drugiej strony przez powiększanie liczby studentów w grupach ćwiczeniowych, zaniechanie egzaminów ustnych itd. Ograniczono w ten sposób kontakt studenta z nauczycielem, a negatywne tego skutki, często bardzo drastyczne, są już łatwo dostrzegalne. Powszechnie wiadomo, że wiele egzaminów bywa zaliczanych na podstawie niesamodzielnie wykonanych prac egzaminacyjnych, a prace dyplomowe w niektórych dziedzinach stają się nawet towarem rynkowym. W ten sposób funkcja wychowywania i kształcenia młodego pokolenia uległa niebezpiecznej deformacji, a niektóre środowiska akademickie stały się szkołą cwaniactwa i załatwiania własnych interesów niezbyt uczciwymi metodami. Imponująca liczba studentów w polskich uczelniach przestała być powodem do dumy, a stała się palącym problemem, który trzeba jak najszybciej rozwiązać. Pierwszym ku temu krokiem powinno być stworzenie odpowiednich ram prawnych, dostosowanych do sytuacji istniejącej wewnątrz uczelni i do warunków, w których muszą one działać.


Negatywne zjawiska


Mniej lub bardziej głębokie wynaturzenia, którym ulegały środowiska akademickie pod rządami kierowniczej partii minionego ustroju, nie zostały dotychczas w pełni usunięte, a naruszanie zasad etyki jest nadal częstym zjawiskiem. Powoduje to znaczne szkody w obu podstawowych dziedzinach aktywności akademickiej - w dydaktyce i w badaniach naukowych. Widoczne w wielu uczelniach pogorszenie jakości kształcenia wynika nie tylko z trudnych warunków, w jakich prowadzi się tę działalność. Istotnym czynnikiem jest to, że dydaktykę traktuje się na ogół jako aktywność o mniejszej wartości niż praca badawcza, a dorobek dydaktyczny ceni się znacznie niżej niż publikacje naukowe, nawet jeśli te ostatnie nie przynoszą istotnych odkryć. Zasłużonego dydaktyka można łatwo odstawić na boczny tor, zamykając przed nim karierę akademicką, jeśli nie podda się wymaganej procedurze zabiegów o uzyskanie odpowiedniego stopnia oraz tytułu naukowego. Na poziom kadry dydaktycznej wpływa również to, że uczelnie państwowe są na ogół zamknięte przed wybitnymi specjalistami, którzy mogliby z dużym pożytkiem przekazywać swoją wiedzę studentom, lecz mają tę skazę, że swoje doświadczenie zdobywali nie w środowisku akademickim, lecz działając w gospodarce, administracji, lecznictwie itd. Zatem nie legitymują się stopniem czy tytułem naukowym. Nic więc dziwnego, że uczelnie stają się coraz bardziej wyjałowione z talentów dydaktycznych. Przyczynia się do tego praktyka fikcyjnego angażowania profesorów (z kraju i z zagranicy) tylko po to, by uczelnia mogła wykazać się formalnie odpowiednią kadrą. Tak zatrudnione osoby, spełniając wszelkie kryteria ustawowe, nie poświęcają się pracy w uczelni, a ich kontakt ze studentami jest w najlepszym razie sporadyczny.

Niepokój budzi także to, że osiągnięcia naukowe będące podstawą kariery akademickiej ocenia się metodą rachunkową, wygodną wprawdzie dla urzędników, lecz nie sięgającą do istotnych wartości naukowych przedstawianych prac. Czynnikiem decydującym przy ocenie dorobku stały się np. liczba publikacji oraz statystyczna wielkość zwana impact factor, która ma świadczyć o ich randze, natomiast rzadziej spotyka się rzetelną opinię o istotnym wkładzie ocenianego w rozwój dziedziny wiedzy lub techniki. Obiektywną ocenę dorobku młodszego pracownika uczelni znacznie utrudnia jego ścisła zależność od decyzji i opinii kierownika naukowego. W tej sytuacji często daje znać o sobie egoizm grupowy środowisk profesorskich, polegający na opóźnianiu awansów dobrze zapowiadającym się młodym pracownikom nauki. Ponieważ tytuły profesorskie zdobywano różnymi metodami i nie zawsze na podstawie osiągnięć naukowych lub dydaktycznych, wielu utytułowanych profesorów może obawiać się konkurencji ze strony zdolnej, szybko rozwijającej się młodzieży. Stawianie przeszkód na ich drodze to naturalna obrona własnych pozycji.


,
Przepisy bazowe

Wymienione zjawiska są przyczyną pogarszającej się sytuacji w szkolnictwie wyższym. Nie zmieniają tego negatywnego obrazu nawet poważne osiągnięcia niektórych elitarnych uczelni lub poszczególnych wybitnych badaczy. Po to, by proces ten odwrócić, trzeba zacząć od czynnika o znaczeniu decydującym - od poprawy stanu kadr akademickich. Konieczny jest dopływ do uczelni najlepszych specjalistów z kraju i z zagranicy, a przede wszystkim - stworzenie warunków do rozwoju i awansu dla najbardziej wartościowych młodych kandydatów do kariery akademickiej. Wyróżniającym się jednostkom powinno się powierzać odpowiedzialne, samodzielne stanowiska we wczesnym okresie twórczym, gdy przejawiają dużą aktywność intelektualną, a nie - jak to zdarza się często obecnie - w okresie, gdy zbliża się wiek emerytalny. Uznając ten kierunek działań za słuszny, trzeba stworzyć odpowiednią podstawę w postaci przepisów ustawy o szkolnictwie wyższym i towarzyszących jej dokumentów. Bez spełnienia tego warunku nie wprowadzimy szkolnictwa wyższego na drogę prawidłowego rozwoju, w którym utrzymane będą właściwe proporcje między liczbą studiujących a kadrą nauczycieli akademickich oraz środkami, jakie społeczeństwo jest gotowe przeznaczyć na kształcenie. Dotyczy to zarówno szkolnictwa publicznego, jak i prywatnego.

Trzeba rozwinąć skuteczny system czuwający nad jakością procesu kształcenia w poszczególnych uczelniach, uwzględniający nie tylko stronę formalną (jak liczba pracowników o odpowiednich kwalifikacjach) lub warunki techniczne (lokale, sprzęt, księgozbiory), lecz przede wszystkim oceniający uzyskiwane wyniki (poziom prac i egzaminów dyplomowych, prac przejściowych i inne). Jest to przede wszystkim rola Państwowej Komisji Akredytacyjnej, gdyż od jej oceny powinno zależeć udzielenie lub potwierdzenie prawa do nadawania przez uczelnię dyplomów państwowych w określonym zakresie. Ważne jest, żeby ostateczne wyniki oceny były podawane do wiadomości publicznej. Przez rzetelną ocenę działalności uczelni można będzie uniknąć zdarzającego się oszustwa wobec studiujących, którzy po ukończeniu mało wartościowych studiów mają obecnie trudności na rynku pracy. Istotny jest także czynnik ekonomiczny. Nie należy marnować pieniędzy, zarówno publicznych, jak i prywatnych, na działalność pozorowaną, nie przynoszącą społecznych korzyści w postaci realnego wzrostu poziomu wykształcenia, mierzonego zasobem wiedzy, a nie liczbą dyplomów.

Należy wprowadzić konsekwentny trójstopniowy system studiów (licencjat, magister, doktor), uwzględniający jednak konieczną elastyczność, np. przy zachowaniu ciągłości w zakresie połączonych studiów I i II stopnia. Doktoranci powinni uzyskać pełne prawa studentów przy określonych wymaganiach dotyczących czasu trwania studiów oraz wyników pracy doktorskiej. Studia doktoranckie powinny kończyć się egzaminami w określonym terminie, a sam przewód doktorski może trwać dłużej, jeśli tego wymaga przygotowanie rozprawy na stopień doktora. Kształcenie doktorów, niezależnie od tego, gdzie się ono odbywa (uczelnie, instytuty PAN lub inne uprawnione placówki), powinno podlegać nadzorowi ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego, gdyż jest to działalność edukacyjna.

Zasadnicze znaczenie dla rozwoju szkolnictwa wyższego (a także innych placówek naukowych) mają kryteria stosowane przy nadawaniu stopnia doktora. Należy zmierzać do ograniczenia liczby jednostek do tego uprawnionych, a jednostki posiadające takie uprawnienia powinny mieć wysoko wykwalifikowaną kadrę naukową, stawiającą doktorantom odpowiednie wymagania. Konieczna jest też zewnętrzna ocena sposobu prowadzenia przewodów doktorskich ze strony PKA. Istotnym czynnikiem stymulującym utrzymanie poziomu doktoratów, byłoby publikowanie rozpraw doktorskich wraz z opiniami recenzentów, przynajmniej w postaci elektronicznej.


,
Klarowny system


Strukturę stanowisk nauczycieli akademickich należy uprościć, np. do trzech stopni stanowisk profesorów, uzupełnionych przez stanowisko asystenta dla młodych pracowników przed doktoratem oraz przez stanowiska dydaktyczne (np. wykładowcy). Angażowanie pracownika na stanowisko profesora powinno odbywać się na podstawie rzeczywistego otwartego konkursu (co najmniej dwóch-trzech kandydatów), przeprowadzanego w sposób jawny z udziałem zewnętrznych recenzentów oceniających dorobek kandydatów. Podstawowym warunkiem kandydowania powinno być posiadanie stopnia doktora, z wyjątkiem specjalistów mających wybitne osiągnięcia zawodowe poza szkolnictwem. Ustalenie szczegółowego trybu przeprowadzania konkursów i nadzór nad nimi należy powierzyć PKA.

Przyjmując klarowny i jawny system angażowania na stanowiska profesorskie trzeba równocześnie zrezygnować ze stopnia naukowego doktora habilitowanego, tym bardziej, że dotychczas prowadzone przewody habilitacyjne nie zapewniają skutecznej selekcji kandydatów. Niejawny tryb większości etapów przewodu habilitacyjnego otwiera drogę do subiektywnej oceny kandydata. Często decydujące znaczenie ma to, czy kandydat jest dobrze widziany przez elitę profesorską, a nie to, czy ma dobre kwalifikacje na samodzielnego pracownika akademickiego. Ponadto powiązanie określonych uprawnień i przywilejów z dożywotnim stopniem doktora habilitowanego trudno uznać za racjonalne, gdyż niektóre osoby po habilitacji mogą osłabić, a nawet utracić kontakt z nauką, zachowując przy tym status doktora habilitowanego ze wszelkimi konsekwencjami. Dalsze utrzymywanie stopnia doktora habilitowanego staje się coraz bardziej kłopotliwe także z powodu rozwijającej się współpracy międzynarodowej, gdyż za granicą (nawet w Niemczech) habilitacja nie stanowi warunku uzyskania profesury. Stwarza to zasadniczą przeszkodę w pozyskiwaniu przez nasze uczelnie specjalistów z zagranicy (a także krajowych, lecz pochodzących z innych dziedzin niż szkolnictwo).

W celu uregulowaniu zasad działania rynku pracy nauczycieli akademickich należy przyjąć prostą zasadę, że pracownik mianowany (w uczelni państwowej) pracuje na etacie tylko w jednym miejscu pracy. Pracownik zatrudniony na podstawie umowy o pracę może uzyskać zgodę swego głównego pracodawcy (w uczelni reprezentowanego przez rektora) na podjęcie pracy w innym miejscu, jeśli nie koliduje to z interesem zatrudniającej go uczelni. Zwolnienie z pracy nauczyciela akademickiego z inicjatywy pracodawcy mogłoby nastąpić tylko na podstawie negatywnego wyniku oceny jego pracy, ze szczegółowym uzasadnieniem takiego wyniku. Dość częste obecnie spory między nauczycielami akademickimi, którzy są stroną słabszą, i kierownictwem uczelni powinny być poddane arbitrażowi niezależnej instytucji, np. powoływanej w drodze wyborów przez elektorów do Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Dokumentacja dotycząca zarówno dorobku, jak i wynagrodzeń pracowników uczelni państwowych musi być jawna i ogólnie dostępna na zasadach określonych w ustawie.

Należy zrezygnować z nadawania tytułu naukowego profesora, będącego polską specjalnością. Trzeba powrócić do ogólnie przyjętej zasady, że profesorem jest się wtedy, gdy pracuje się w szkolnictwie wyższym na odpowiednim stanowisku, a nie z powodu nadania tego tytułu przez władzę państwową, jaką jest prezydent.



Cenny kapitał


Wymienione postulaty nie obejmują oczywiście wszystkich spraw, których rozwiązania domagają się środowiska akademickie. Jednak od ich spełnienia zależeć będzie przyszły stan szkolnictwa wyższego w Polsce i dlatego trzeba poświęcić im szczególną uwagę. Mamy obecnie wyjątkową szansę dokonania zasadniczych zmian w przepisach rządzących szkolnictwem wyższym - projekt ustawy "Prawo o szkolnictwie wyższym" jest przedmiotem prac sejmu. Potrzebne są bardziej zdecydowane zmiany. Trzeba odrzucić skostniały system krępujący rozwój kadr naukowych, przyrównywany od czasów PRL do ustroju feudalnego. System ten nie pasuje do obecnego etapu rozwoju naszego kraju, a przy tym wyraźnie odbiega od rozwiązań przyjętych w większości krajów europejskich. Musimy w naszych uczelniach, zwłaszcza tych najlepszych, stworzyć warunki zachęcające młodych, zdolnych absolwentów do podejmowania trudnych i odpowiedzialnych obowiązków pracowników akademickich. Dajmy im możliwość prawidłowego rozwoju naukowego, a wtedy nie będą musieli szukać dla siebie miejsca poza krajem, zasilając swoją wiedzą zagraniczne uczelnie i placówki naukowe. W obecnej trudnej sytuacji naszego społeczeństwa, potencjał intelektualny młodych absolwentów polskich uczelni jest najcenniejszym kapitałem, który zadecyduje o naszej przyszłości. Nie można go lekkomyślnie zmarnować.



Dr hab. inż. Krzysztof Schmidt-Szałowski, prof. PW, specjalista w dziedzinie technologii chemicznej oraz procesów katalitycznych i elektroplazmowych, pracownik Zakładu Technologii Nieorganicznej i Ceramiki Politechniki Warszawskiej, jest członkiem Niezależnego Stowarzyszenia na rzecz Nauki i Edukacji.



Tekst został opublikowany w Forum Akademickim, nr. 9 / 2004






adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=15